Grecja. Grudzień
2014
I
Majka, i Oskar z niecierpliwością czekali na wschód słońca,
choć z nieco innych powodów. Ona co chwilę zerkała na
telefon, czekając na wiadomość od Agnieszki, on chciał mieć
pewność, że kolejna noc upłynęła spokojnie. Wreszcie Majka
zamknęła pokrywę laptopa i spojrzała na Oskara, który
bawił się piórem. Rozkręcił je na części i skręcił
ponownie. To samo zrobił z pudełkiem, ale niczego więcej nie
znalazł.
- Idę wziąć
prysznic – oświadczyła, przecierając zmęczone oczy.
- Umyć ci plecy? -
spytał z nadzieją w głosie.
- Jak chcesz.
Aaaa... - ziewnęła – Nie mam już siły. Przeczytałam chyba cały
Internet – przeciągnęła się.
- Chodź – Oskar
podał jej rękę – Oboje potrzebujemy chwili wytchnienia.
Hotelowej
łazience daleko było do tych, jakimi dysponowali w zamku, ale żadne
z nich nie narzekało. Strugi ciepłej wody cudownie koiły zmysły.
Na chwilę oboje zapomnieli, po co przyjechali w te strony.
- Zamknij oczy –
Oskar wypełnił zagłębienie dłoni jasnozielonym żelem –
Wyobraź sobie wodospad, szum wody rozpryskującej się na
kamieniach...
Majka przymknęła
powieki i odchyliła głowę, pozwalając strugom wody przeczesać
jej długie włosy. Po chwili kabinę prysznica wypełnił odurzający
zapach. Wciągnęła go do płuc.
- Mmm... co to jest?
- zamruczała.
- Bambus, owoce
tropikalne... - Oskar masował jej ramiona i plecy – Kokos...
Wszystko, co chciałbym ci ofiarować w podróży poślubnej.
Nie otwierając
oczu, Majka powoli odwróciła się do Oskara przodem i
położywszy dłonie na jego piersi, przesunęła nimi powoli w górę.
- Czy ta podróż
ma termin ważności? - spytała aksamitnie miękkim głosem – Bo
jeśli nie, to jestem zainteresowana.
- Znam miejsce,
które da nam to wszystko. Powiedz jedno słowo, a zabiorę cię
tam we śnie, albo na jawie, jak zechcesz – przyciągnął ją do
siebie – Kiedy to się skończy... - dodał ciszej.
- Jesteś
niesamowita! - przyjrzał się z bliska jej mokrej twarzy – Jest w
tobie tyle pozytywnej energii. Bałem się, że te klasztory i ich
tajemnice wyssały z ciebie całą radość życia, a tymczasem... -
pochylił głowę i zaczął skubać ustami jej szyję – Kocham to,
jak mnie witasz – wypchnął w przód biodra, nacierając na
jej podbrzusze.
- Nie potrafię ci
się oprzeć, mój mężu – przechyliła głowę w bok,
zachęcając go do śmielszych pieszczot – To chyba dobrze, co?
- O taaak – jęknął
chrapliwie.
Nie chciał dłużej
czekać. Pragnął jej jak powietrza, pragnął poczuć na sobie jej
ciało, pragnął wniknąć w nie i pozostać tam aż do spełnienia,
aż do utarty tchu. Wsunął kolano między jej nogi i roztrącił
je, by utorować sobie drogę. Jego dłoń powędrowała w dół,
sunąc między piersiami, po brzuchu, aż do skąpej kępki włosków
i niżej. Kiedy jego palce dotarły do jej wrażliwego punktu, Majka
głęboko odetchnęła. Choć czuł przemożną chęć wdarcia się
do jej gorących czeluści, pohamował się i poprzestał na
pieszczotach. Objął nabrzmiałą pierś i schyliwszy głowę,
chwycił ustami brodawkę. Majka jęknęła głośno i wygięła się,
uginając lekko kolana. Na to czekał! Śmiało wsunął dwa palce
wolnej ręki do pulsującego, śliskiego tunelu.
- Uff! - sapnęła i
poruszyła biodrami w jego kierunku.
Uśmiechnął się
w duchu. Jej reakcje fascynowały go od samego początku. Naprawdę
go chciała i naprawdę czerpała z seksu radość. Z ich seksu!
Świadomość, że nazwała go mężem w tak intymnej chwili,
sprawiła mu przyjemność. Niby drobne słówko, a tak mile go
połechtało. Poczuł nagły przypływ podniecenia. Jego członek
zareagował gwałtownie, prężąc się i drgając niecierpliwie.
Majka jakby czując, co się święci, przesunęła palcami po
rozpalonej skórze Oskara, powędrowała w dół, do jego
bioder i napiętych pośladków, wbiła w nie paznokcie. Oskar,
jak dźgnięty ostrogami, wypuścił z ust jej sutek i szarpnął
głową w tył, strzepując z włosów krople wody.
- Możemy się
kochać bez gumki? - wychrypiał błagalnie. Czuł na palcach wilgoć
i zaciskające się mięśnie. Tak bardzo pragnął poczuć to na
skórze, bez zbędnych barier.
Zawahała się na
moment. Rozkosz odbierała jej jasność umysłu, wypełniając go
przyjemnym falowaniem.
- Możemy –
jęknęła wreszcie – Och, zróbmy to!
Wyciągnął
z niej palce i nie zwlekając ani sekundy, wsunął w ich miejsce coś
znacznie większego. To było jak łyk orzeźwiającego płynu, jak
haust rześkiego powietrza, jak oderwanie się od ziemi! Pchnął
biodrami mocno, wypełniając ją do końca, do sklepienia. Do jego
uszu dotarł przeciągły jęk rozkoszy. Roześmiał się szczerze i
radośnie, jak dziecko. Palce Majki zacisnęły się na jego tyłku,
klując go paznokciami.
- Jeśli nie chcesz,
żebym ruszył z kopyta, to nie smagaj mnie batem – postarał się,
żeby to zabrzmiało jak groźba.
- A kto powiedział,
że nie chcę – głos Majki wprost ociekał pożądaniem.
- Mmm – niski,
gardłowy pomruk przebił się przez monotonne szemranie prysznica.
Podniecony
do granic wytrzymałości, Oskar chwycił udo Majki i uniósł
je w górę, otwierając ją szerzej. Wycofał się do połowy
i wszedł w nią mocno.
- Tego chcesz? -
wychrypiał, z lubieżnym uśmiechem.
Odpowiedziała
mu pomrukiem zadowolenia. Hamulce puściły! Biodra Oskara od razu
weszły we właściwy rytm. Nawet gdyby Majka chciała go
powstrzymać, nie byłaby w stanie. Z wrażenia brakło jej tchu. Z
rozmysłem go prowokowała, ale jego zaangażowanie przerosło jej
wyobrażenia. Chwyciła się go mocno, by nie stracić równowagi.
Niepotrzebnie. Oskar przytrzymał jej udo jedną ręką, drugą
położył u podstawy kręgosłupa. Była jak w kleszczach,
utrzymujących ją nieruchomo, podczas gdy jej wnętrze raz po raz
wypełniało się aż do dna. Jęczała, póki starczyło jej
tchu w piersiach, potem już tylko dyszała ciężko, wreszcie i to
stało się zbyt dużym wysiłkiem. Oskar zastygł na chwilę w
bezruchu i napawał się widokiem na wpół przytomnej żony.
Żony, którą kochał, której pragnął, i która
pragnęła jego! Przemknęło mu przez myśl, że zespalali się z
taką pasją i pożądaniem, jakby ten raz miał być ostatnim, a
przecież dopiero zaczęli wspólne życie.
- Popatrz tu –
Oskar odchylił górną część ciała i spojrzał w dół.
Między dwoma
krągłymi wzniesieniami piersi mogli dostrzec miejsce, gdzie w tej
chwili kumulowały się ich doznania. Oskar wysuwał się powoli, z
namaszczeniem, ukazując Majce gruby, pokryty żyłami wzwód.
Patrzyła zafascynowana, jak opuszcza jej obrzmiałe ciało.
Jednocześnie czuła dręczącą potrzebę przyjęcia go na powrót.
- Ale to
podniecające – jęknęła i przygryzła dolną wargę.
Z piersi Oskara
dobył się niski gardłowy pomruk. Obrzmiałe ciało pulsowało
wokół niego. O tak, to było podniecające, i to jak! Majka
oblizała się koniuszkiem języka i przełknęła ślinę. Wciąż
patrzyła w dół. Miał ochotę pchnąć mocno, bez pardonu i
zdobyć szczyt, ale to by było zbyt proste, zbyt... oczywiste.
Powoli, jak w zwolnionym tempie, zaczął się zagłębiać,
pokonując opór ścianek, które zaczęły się już
zaciskać. Majka otworzyła usta, jakby się dziwiła temu, co widzi.
- Zmieści się –
głos Oskara był seksownie niski i chropawy – Już tam był...
Kącik ust Majki
drgnął.
- Uff! - miała go w
sobie całego – Och! - mocny ruch bioder Oskara sprawił, że
poczuła go inaczej, głębiej – Powoli – stęknęła.
Powtórzył
cały manewr, potem jeszcze raz, i jeszcze... Dłonie Majki
powędrowały w górę, objęły jego ramiona, zacisnęły się
na nich. Przymknęła powieki i zatopiła się w pierwotnych
doznaniach, jakich jej dostarczał. Choć nie zmieniał ani tempa,
ani siły nacisku, każde kolejne pchnięcie czuła coraz mocniej i
wyraźniej. Nagle dotarło do niej, że oboje oddychają w tym samym
rytmie. Na zewnątrz, wdech, do wewnątrz, wydech, na zewnątrz,
wdech... Skupiła się na tym. Fala gorąca spłynęła w dół
i skłębiła się, paląca niby ogień. Oskar z największym trudem
utrzymywał powolny rytm. Miał wrażenie, że przy kolejnym ruchu
eksploduje, po czym okazywało się, że czeka go jeszcze jeden...
Zacisnął zęby z głośnym zgrzytnięciem. Czuł jak paznokcie
Majki wbijają mu się w bicepsy, a w każdym razie próbują...
Jądra już dawno mu stwardniały i przycisnęły się do ciała.
Wycofał się, odetchnął i ruszył naprzód.
- Aaa! - przeciągły
krzyk dotarł do niego z opóźnieniem. Wibrował przez chwilę
w powietrzu przesyconym parą i tropikalnym zapachem – Aaaach...
- Aaach! -
zawtórował chrapliwie, czując jak fala tak intensywna, że
aż granicząca z bólem, przeciska się przez niego, by
wreszcie znaleźć ujście. Majka spięła się w sobie. Wypełnił
ją, a ona przyjęła wszystko, co jej dał. Zdumiewające było to,
że ani przez chwilę nie pomyślał o przekazywaniu życia, czy
Daru, a jedynie o rozkoszy jaką dawał swojej ukochanej żonie.
Bezwiednie
przygarnął ją do siebie, wspierając się jednocześnie wolną
ręką o ścianę. Oboje nagle poczuli, jak krople wody uderzają o
ich ciała i wstrząsnął nimi dreszcz. Majka powoli opuściła
nogę, próbując utrzymać równowagę. Wciąż go w
sobie czuła.
- Co to? -
zamrugała szybko - Słyszałeś?
- Nie – odetchnął
głęboko – Zaraz... - zakręcił wodę i nadstawił ucha – Nic
nie słyszę.
- Pewnie mi się
przesłyszało... - westchnęła i oparła czoło o pierś Oskara –
O cholera! Przepraszam – pogładziła jego biceps z widocznymi
śladami po paznokciach.
Oskar z
zaciekawieniem przyjrzał się podbiegniętym krwią zagłębieniom w
skórze. Nie bolały. No, może troszkę. Pamiątki po ekstazie
jego żony. Odczuł coś w rodzaju dumy. Pogładził je opuszkami
palców.
- Przepraszam,
naprawdę... - Majka pocałowała zranione miejsce.
- Nie przepraszaj –
roześmiał się – Ja się nie skarżę.
- Ale przecież cię
skaleczyłam – dotknęła ostrożnie drugiego ramienia.
- Biorąc pod uwagę
okoliczności, jesteś usprawiedliwiona – przytulił ją.
- Auć! - jęknęła.
- Auć?
- Zabolało –
skrzywiła się i spróbowała odrobinę odsunąć. Członek
Oskara uciskał jej wrażliwy punkt.
Oskar znów
się roześmiał. Wysunął się bardzo powoli i ostrożnie, po czym
znów zamknął ją w ramionach. Minęło trochę czasu, nim
się umyli i osuszyli na tyle, by móc włożyć ubrania. Majka
owinęła włosy ręcznikiem, formując sobie z niego na głowie
zgrabny turban.
- Nie przesłyszałaś
się – Oskar sprawdzał telefony – Agnes dzwoniła dwa razy.
- Och! Daj mi ją
szybko – Majka strząsnęła z siebie resztki błogiego
rozleniwienia – Może coś mi podpowie?
Oskar wybrał
właściwy numer i po chwili podał komórkę Majce.
- Hej! Dzwoniłaś...
- zaczęła pogodnie.
- A ty nie
odbierałaś. Podobno wy prawie nie śpicie? Chyba, że byliście
zajęci czym innym? - zrzędziła. Do Majki dotarło, że nie ma
jeszcze szóstej, a to oznacza, że Agnieszka naprawdę
wcześnie wstała.
- No, w końcu to
nasza podróż poślubna – w jej głosie dominowało poczucie
winy – Przepraszam – dodała pojednawczo.
Agnieszka
zachichotała.
- Przeprosiny
przyjęte! - rzuciła – Dobra. O co chodzi z tymi porami roku?
- Nie mogę ci
powiedzieć skąd to wiem, ale ten napis, który ci
przekazaliśmy jest ważny – odparła z naciskiem Majka – To nie
jest rozmowa na telefon i lepiej mówmy ogólnikowo, bez
konkretnych... - szukała odpowiedniego słowa – nazw!
- Ale to nie ma
sensu. To, co mi dałaś to jakieś przysłowie, czy co? Monastyry to
świątynie i klasztory. W nich mam tego szukać? To pasuje bardziej
do makatek ze starych kuchni! - zakpiła.
- Aga, powiedziałam,
że to ważne. Nie zawracałabym ci głowy, gdyby było inaczej.
Ostatnie godziny spędziłam, grzebiąc w internecie, ale chyba nie
do końca wiem, jak szukać – zawahała się – Kamil mógłby
być pomocny. Grecki, to jego drugi język...
- Majka! - w głosie
Agnieszki można było dosłyszeć zniecierpliwienie – Widzę, że
kompletnie nie rozumiesz, na czym polega archeologia.
- Co masz na myśli?
- Majka poczuła się urażona.
- To proces.
Powolny, żmudny, ale systematycznie popychający nas naprzód.
Ty skaczesz jak wystraszona żaba. To tu, to tam! Chwytasz się
czegoś, a potem zarzucasz pomysł, bo wpadło ci coś do głowy...
- Nic mi nie wpadło!
- usta Majki wykrzywiły się w podkówkę.
- Owszem, tak!
Rozumiem, że masz nadprzyrodzone zdolności, ale te budowle są
realne. Zrobili je ludzie, a nie senne mary. Greg zerwał mnie przed
wschodem słońca i gadał o jakiejś barierze...
- Azylu.
- Jak zwał, tak
zwał. Jeśli w którymś klasztorze są ukryte drzwi, to one
są z kamienia. Twardego, ciężkiego i raczej trudnego do ukrycia.
Nawet, jeśli wszyscy ulegną zbiorowej histerii, to ja muszę
zachować zdrowy rozsądek.
- Więc uważasz, że
szukanie tej frazy, albo jej fragmentów nie ma sensu? - Majka
poczuła zawód.
- Nie, ale łatwiej
znaleźć drzwi, niż to, co mi dałaś. Jeśli nawet ktoś coś
zapisał na ścianie, czy obrazie, to tego może już nie być!
Mówimy o latach 1200, 1300? Ile razy przemalowano te
klasztory? - pytanie Agnieszki zawisło na chwilę w powietrzu.
- Właściwie, to
nie wiem dokładnie, ale chyba około roku tysięcznego... Tyle, że
wtedy mogła powstać komnata i drzwi, ale kiedy przestali z nich
korzystać....
- Tego nie wiesz,
tak? - wpadła jej w słowo Agnieszka - Dlatego uważam, że to nie
ma sensu. Trzeba szukać drzwi i miejsca na klucz. To są rzeczy
namacalne, a nie coś, co można zamalować, wyrzucić, czy spalić!
- Rób jak
uważasz – Majka poczuła się zmęczona – Ty się znasz, nie ja.
Proszę tylko, żebyś to wzięła pod uwagę.
Rozmawiały jeszcze
przez chwile, po czym Majka rozłączyła się i podała telefon
Oskarowi.
- Dlaczego jej na to
pozwalasz? - spytał, przyglądając jej się uważnie.
- Na co? - nawet nie
starała się ukryć rozdrażnienia.
- Wiesz, kim jesteś?
- wskazał jej łóżko, a kiedy usiadła, ukląkł przed nią
– Jesteś spadkobierczynią Rosanny, najpotężniejszym umysłem w
Zgromadzeniu, a może i na całej Ziemi. Ona nie może cię tak
besztać.
- Ale ona ma rację
– westchnęła ze smutkiem – Tak bardzo chcę znaleźć te drzwi,
że tracę rozsądek.
- Nieprawda –
pokręcił głową – To ona go nie ma, bo przyjmuje tylko
racjonalne argumenty, odrzucając to, co nieprawdopodobne. Ty
wierzysz w istnienie i jednych, i drugich – ujął jej drobne
dłonie i zamknął je w swoich - Nie wiem, o czym rozmawiałyście,
ale wiem, że nikomu nie wolno tak się do ciebie odnosić. Nie w
mojej obecności. Co ja mówię? Nigdy! Kiedy mnie nie ma w
pobliżu, również! Jesteś wyjątkowa, jedyna w swoim
rodzaju, po prostu jedyna!
- Kocham cię – po
policzkach Majki spłynęły gorące łzy – Chociaż wiem, że
patrzysz na mnie przez pryzmat naszej miłości, ale i tak mnie
pocieszyłeś.
- Ale ja cię nie
pocieszam – słowa Oskara brzmiały poważnie – Użyj tego, co
daje ci twój Dar. Nie staraj się zrozumieć. Rosanna ci go
dała. Ten sam, przy pomocy, którego odnalazła drzwi.
Dlaczego, skoro ją doprowadził na miejsce, nie miałby zrobić tego
samego dla ciebie?
Majka podniosła na
Oskara zdumione spojrzenie. W jego oczach odnalazła niezachwianą
wiarę i pewność siebie. Wierzył w to, co mówi! Wierzył w
nią... Najpotężniejszy człowiek w Zgromadzeniu klęczał przed
nią i prosił, żeby w siebie uwierzyła. Czy mogła mu odmówić?
- Dlaczego Nicolas
dał jej to pióro? - przymknęła oczy i spróbowała
odciąć się od wszystkiego, co ją otaczało – Czy ono coś
oznacza?
- Dostał je na
rocznicę ślubu od mojej matki, ale prawie natychmiast oddał je
Rosannie...
- Nie. Nie tędy
droga... - wysunęła dłonie z rąk Oskara i ukryła w nich twarz –
Monastyry. Najstarsze powstały około roku 1300 i coś, ale drzwi i
sama komnata musiały istnieć wcześniej. One są pod klasztorem, a
nie w nim! A skoro tak, to po co azyle?
- Chronią wejście
– głos Oskara dotarł do niej jak przez mgłę.
- Racja. Ale to
oznacza, że trzeba tam być! Osobiście – coś jej tu nie pasowało
– Raul był oburzony, kiedy poprosiłam o próbę z udziałem
dziecka, czyli o fizyczne wejście do jego komnaty. Dlaczego?
- Bo azyl wpuszcza
tylko tego, kto wchodzi ze strażnikiem klucza – odparł Oskar.
- A fizycznie może
każdy – dokończyła za niego – Wystarczy wiedzieć, gdzie to
jest. I mieć klucz!
Tym razem Oskar się
nie odezwał, ale na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. Majka
wysłuchała jego próśb.
- Skoro babcia
Rosanna odnalazła drzwi i wiedziała, że Swen też ich szuka, to
powinna zrobić coś, żeby je ukryć lepiej, prawda? - myślała na
głos – Powinna zrobić coś, co mu uniemożliwi odnalezienie
wejścia... Nie miał klucza. Ona go miała i chciała dać
Nicolasowi, ale to było zbyt oczywiste, więc dała go Judith, u
której nikt nie szukał. „Moje słowa cię zaprowadzą”.
Musiała to napisać do mnie, licząc, że dostanę klucz. Ale dokąd
mnie zaprowadzą? Do drzwi?
Majka skupiła się
na wszystkim, co przeczytała i usłyszała o klasztorach, dolinie
Tesalskiej, i Meteorach. Strzępki informacji i dat zdawały się
przenikać i układać w jakąś całość, ale nie mogła jej objąć.
Musiała wyłowić z tego coś, co nie było typowe, coś, co nie
pasowało... i nagle to dostrzegła.
- Monastyr Świętej
Trójcy - wyszeptała – Okradziono go. Zniknął cały
ikonostas wraz z ikonami – otworzyła gwałtownie oczy i napotkała
intensywne spojrzenie Oskara. Wciąż przed nią klęczał –
Powinniśmy to sprawdzić... – wyszeptała niepewnie.
- Oczywiście –
spróbował wstać, ale go powstrzymała.
- Mówisz to
tak, jakbyś był pewien.
- Bo jestem. Ty
mówisz dokąd iść, a ja idę za tobą. No, może w tym
wypadku, przed, żeby sprawdzić, czy droga wolna.
- Ale ja nie jestem
pewna. Po prostu, tak mi się wydaje...
- Mnie to wystarczy.
- A jeśli się
mylę?
- To spróbujemy
jeszcze raz – w jego głosie słychać było głębokie
przekonanie.
Witaj Roksano. Podoba mi się zachowanie i słowa Oskara, jak wspiera Majkę, ufa jej. Bardzo fajnie opisane relacje między nimi.
OdpowiedzUsuńDzięki Roksano za cześć. Wczoraj nie przeczytałem ale dzisiaj przed pracą. Pozdrawiam Wiktor
Och, Witku, nadciągają czarne chmury! Sama nie wiem, jak ja mogę pisać takie rzeczy ;( To chyba przez tę "Grę o tron"! No, ale nie uprzedzajmy faktów. Pozdrawiam, Roksana (w lekkim szoku)
OdpowiedzUsuń