Lek

Lek

niedziela, 10 lipca 2016

Meteory. W blasku dnia. Rozdział 24

Grecja. Grudzień 2014
I Majka, i Oskar z niecierpliwością czekali na wschód słońca, choć z nieco innych powodów. Ona co chwilę zerkała na telefon, czekając na wiadomość od Agnieszki, on chciał mieć pewność, że kolejna noc upłynęła spokojnie. Wreszcie Majka zamknęła pokrywę laptopa i spojrzała na Oskara, który bawił się piórem. Rozkręcił je na części i skręcił ponownie. To samo zrobił z pudełkiem, ale niczego więcej nie znalazł.
- Idę wziąć prysznic – oświadczyła, przecierając zmęczone oczy.
- Umyć ci plecy? - spytał z nadzieją w głosie.
- Jak chcesz. Aaaa... - ziewnęła – Nie mam już siły. Przeczytałam chyba cały Internet – przeciągnęła się.
- Chodź – Oskar podał jej rękę – Oboje potrzebujemy chwili wytchnienia.
Hotelowej łazience daleko było do tych, jakimi dysponowali w zamku, ale żadne z nich nie narzekało. Strugi ciepłej wody cudownie koiły zmysły. Na chwilę oboje zapomnieli, po co przyjechali w te strony.
- Zamknij oczy – Oskar wypełnił zagłębienie dłoni jasnozielonym żelem – Wyobraź sobie wodospad, szum wody rozpryskującej się na kamieniach...
Majka przymknęła powieki i odchyliła głowę, pozwalając strugom wody przeczesać jej długie włosy. Po chwili kabinę prysznica wypełnił odurzający zapach. Wciągnęła go do płuc.
- Mmm... co to jest? - zamruczała.
- Bambus, owoce tropikalne... - Oskar masował jej ramiona i plecy – Kokos... Wszystko, co chciałbym ci ofiarować w podróży poślubnej.
Nie otwierając oczu, Majka powoli odwróciła się do Oskara przodem i położywszy dłonie na jego piersi, przesunęła nimi powoli w górę.
- Czy ta podróż ma termin ważności? - spytała aksamitnie miękkim głosem – Bo jeśli nie, to jestem zainteresowana.
- Znam miejsce, które da nam to wszystko. Powiedz jedno słowo, a zabiorę cię tam we śnie, albo na jawie, jak zechcesz – przyciągnął ją do siebie – Kiedy to się skończy... - dodał ciszej.
- Czy wcześniej chciałbyś mi dać coś innego? - otarła się o niego.
- Jesteś niesamowita! - przyjrzał się z bliska jej mokrej twarzy – Jest w tobie tyle pozytywnej energii. Bałem się, że te klasztory i ich tajemnice wyssały z ciebie całą radość życia, a tymczasem... - pochylił głowę i zaczął skubać ustami jej szyję – Kocham to, jak mnie witasz – wypchnął w przód biodra, nacierając na jej podbrzusze.
- Nie potrafię ci się oprzeć, mój mężu – przechyliła głowę w bok, zachęcając go do śmielszych pieszczot – To chyba dobrze, co?
- O taaak – jęknął chrapliwie.
Nie chciał dłużej czekać. Pragnął jej jak powietrza, pragnął poczuć na sobie jej ciało, pragnął wniknąć w nie i pozostać tam aż do spełnienia, aż do utarty tchu. Wsunął kolano między jej nogi i roztrącił je, by utorować sobie drogę. Jego dłoń powędrowała w dół, sunąc między piersiami, po brzuchu, aż do skąpej kępki włosków i niżej. Kiedy jego palce dotarły do jej wrażliwego punktu, Majka głęboko odetchnęła. Choć czuł przemożną chęć wdarcia się do jej gorących czeluści, pohamował się i poprzestał na pieszczotach. Objął nabrzmiałą pierś i schyliwszy głowę, chwycił ustami brodawkę. Majka jęknęła głośno i wygięła się, uginając lekko kolana. Na to czekał! Śmiało wsunął dwa palce wolnej ręki do pulsującego, śliskiego tunelu.
- Uff! - sapnęła i poruszyła biodrami w jego kierunku.
Uśmiechnął się w duchu. Jej reakcje fascynowały go od samego początku. Naprawdę go chciała i naprawdę czerpała z seksu radość. Z ich seksu! Świadomość, że nazwała go mężem w tak intymnej chwili, sprawiła mu przyjemność. Niby drobne słówko, a tak mile go połechtało. Poczuł nagły przypływ podniecenia. Jego członek zareagował gwałtownie, prężąc się i drgając niecierpliwie. Majka jakby czując, co się święci, przesunęła palcami po rozpalonej skórze Oskara, powędrowała w dół, do jego bioder i napiętych pośladków, wbiła w nie paznokcie. Oskar, jak dźgnięty ostrogami, wypuścił z ust jej sutek i szarpnął głową w tył, strzepując z włosów krople wody.
- Możemy się kochać bez gumki? - wychrypiał błagalnie. Czuł na palcach wilgoć i zaciskające się mięśnie. Tak bardzo pragnął poczuć to na skórze, bez zbędnych barier.
Zawahała się na moment. Rozkosz odbierała jej jasność umysłu, wypełniając go przyjemnym falowaniem.
- Możemy – jęknęła wreszcie – Och, zróbmy to!
Wyciągnął z niej palce i nie zwlekając ani sekundy, wsunął w ich miejsce coś znacznie większego. To było jak łyk orzeźwiającego płynu, jak haust rześkiego powietrza, jak oderwanie się od ziemi! Pchnął biodrami mocno, wypełniając ją do końca, do sklepienia. Do jego uszu dotarł przeciągły jęk rozkoszy. Roześmiał się szczerze i radośnie, jak dziecko. Palce Majki zacisnęły się na jego tyłku, klując go paznokciami.
- Jeśli nie chcesz, żebym ruszył z kopyta, to nie smagaj mnie batem – postarał się, żeby to zabrzmiało jak groźba.
- A kto powiedział, że nie chcę – głos Majki wprost ociekał pożądaniem.
- Mmm – niski, gardłowy pomruk przebił się przez monotonne szemranie prysznica.
Podniecony do granic wytrzymałości, Oskar chwycił udo Majki i uniósł je w górę, otwierając ją szerzej. Wycofał się do połowy i wszedł w nią mocno.
- Tego chcesz? - wychrypiał, z lubieżnym uśmiechem.
Odpowiedziała mu pomrukiem zadowolenia. Hamulce puściły! Biodra Oskara od razu weszły we właściwy rytm. Nawet gdyby Majka chciała go powstrzymać, nie byłaby w stanie. Z wrażenia brakło jej tchu. Z rozmysłem go prowokowała, ale jego zaangażowanie przerosło jej wyobrażenia. Chwyciła się go mocno, by nie stracić równowagi. Niepotrzebnie. Oskar przytrzymał jej udo jedną ręką, drugą położył u podstawy kręgosłupa. Była jak w kleszczach, utrzymujących ją nieruchomo, podczas gdy jej wnętrze raz po raz wypełniało się aż do dna. Jęczała, póki starczyło jej tchu w piersiach, potem już tylko dyszała ciężko, wreszcie i to stało się zbyt dużym wysiłkiem. Oskar zastygł na chwilę w bezruchu i napawał się widokiem na wpół przytomnej żony. Żony, którą kochał, której pragnął, i która pragnęła jego! Przemknęło mu przez myśl, że zespalali się z taką pasją i pożądaniem, jakby ten raz miał być ostatnim, a przecież dopiero zaczęli wspólne życie.
- Popatrz tu – Oskar odchylił górną część ciała i spojrzał w dół.
Między dwoma krągłymi wzniesieniami piersi mogli dostrzec miejsce, gdzie w tej chwili kumulowały się ich doznania. Oskar wysuwał się powoli, z namaszczeniem, ukazując Majce gruby, pokryty żyłami wzwód. Patrzyła zafascynowana, jak opuszcza jej obrzmiałe ciało. Jednocześnie czuła dręczącą potrzebę przyjęcia go na powrót.
- Ale to podniecające – jęknęła i przygryzła dolną wargę.
Z piersi Oskara dobył się niski gardłowy pomruk. Obrzmiałe ciało pulsowało wokół niego. O tak, to było podniecające, i to jak! Majka oblizała się koniuszkiem języka i przełknęła ślinę. Wciąż patrzyła w dół. Miał ochotę pchnąć mocno, bez pardonu i zdobyć szczyt, ale to by było zbyt proste, zbyt... oczywiste. Powoli, jak w zwolnionym tempie, zaczął się zagłębiać, pokonując opór ścianek, które zaczęły się już zaciskać. Majka otworzyła usta, jakby się dziwiła temu, co widzi.
- Zmieści się – głos Oskara był seksownie niski i chropawy – Już tam był...
Kącik ust Majki drgnął.
- Uff! - miała go w sobie całego – Och! - mocny ruch bioder Oskara sprawił, że poczuła go inaczej, głębiej – Powoli – stęknęła.
Powtórzył cały manewr, potem jeszcze raz, i jeszcze... Dłonie Majki powędrowały w górę, objęły jego ramiona, zacisnęły się na nich. Przymknęła powieki i zatopiła się w pierwotnych doznaniach, jakich jej dostarczał. Choć nie zmieniał ani tempa, ani siły nacisku, każde kolejne pchnięcie czuła coraz mocniej i wyraźniej. Nagle dotarło do niej, że oboje oddychają w tym samym rytmie. Na zewnątrz, wdech, do wewnątrz, wydech, na zewnątrz, wdech... Skupiła się na tym. Fala gorąca spłynęła w dół i skłębiła się, paląca niby ogień. Oskar z największym trudem utrzymywał powolny rytm. Miał wrażenie, że przy kolejnym ruchu eksploduje, po czym okazywało się, że czeka go jeszcze jeden... Zacisnął zęby z głośnym zgrzytnięciem. Czuł jak paznokcie Majki wbijają mu się w bicepsy, a w każdym razie próbują... Jądra już dawno mu stwardniały i przycisnęły się do ciała. Wycofał się, odetchnął i ruszył naprzód.
- Aaa! - przeciągły krzyk dotarł do niego z opóźnieniem. Wibrował przez chwilę w powietrzu przesyconym parą i tropikalnym zapachem – Aaaach...
- Aaach! - zawtórował chrapliwie, czując jak fala tak intensywna, że aż granicząca z bólem, przeciska się przez niego, by wreszcie znaleźć ujście. Majka spięła się w sobie. Wypełnił ją, a ona przyjęła wszystko, co jej dał. Zdumiewające było to, że ani przez chwilę nie pomyślał o przekazywaniu życia, czy Daru, a jedynie o rozkoszy jaką dawał swojej ukochanej żonie.
Bezwiednie przygarnął ją do siebie, wspierając się jednocześnie wolną ręką o ścianę. Oboje nagle poczuli, jak krople wody uderzają o ich ciała i wstrząsnął nimi dreszcz. Majka powoli opuściła nogę, próbując utrzymać równowagę. Wciąż go w sobie czuła.
- Co to? - zamrugała szybko - Słyszałeś?
- Nie – odetchnął głęboko – Zaraz... - zakręcił wodę i nadstawił ucha – Nic nie słyszę.
- Pewnie mi się przesłyszało... - westchnęła i oparła czoło o pierś Oskara – O cholera! Przepraszam – pogładziła jego biceps z widocznymi śladami po paznokciach.
Oskar z zaciekawieniem przyjrzał się podbiegniętym krwią zagłębieniom w skórze. Nie bolały. No, może troszkę. Pamiątki po ekstazie jego żony. Odczuł coś w rodzaju dumy. Pogładził je opuszkami palców.
- Przepraszam, naprawdę... - Majka pocałowała zranione miejsce.
- Nie przepraszaj – roześmiał się – Ja się nie skarżę.
- Ale przecież cię skaleczyłam – dotknęła ostrożnie drugiego ramienia.
- Biorąc pod uwagę okoliczności, jesteś usprawiedliwiona – przytulił ją.
- Auć! - jęknęła.
- Auć?
- Zabolało – skrzywiła się i spróbowała odrobinę odsunąć. Członek Oskara uciskał jej wrażliwy punkt.
Oskar znów się roześmiał. Wysunął się bardzo powoli i ostrożnie, po czym znów zamknął ją w ramionach. Minęło trochę czasu, nim się umyli i osuszyli na tyle, by móc włożyć ubrania. Majka owinęła włosy ręcznikiem, formując sobie z niego na głowie zgrabny turban.
- Nie przesłyszałaś się – Oskar sprawdzał telefony – Agnes dzwoniła dwa razy.
- Och! Daj mi ją szybko – Majka strząsnęła z siebie resztki błogiego rozleniwienia – Może coś mi podpowie?
Oskar wybrał właściwy numer i po chwili podał komórkę Majce.
- Hej! Dzwoniłaś... - zaczęła pogodnie.
- A ty nie odbierałaś. Podobno wy prawie nie śpicie? Chyba, że byliście zajęci czym innym? - zrzędziła. Do Majki dotarło, że nie ma jeszcze szóstej, a to oznacza, że Agnieszka naprawdę wcześnie wstała.
- No, w końcu to nasza podróż poślubna – w jej głosie dominowało poczucie winy – Przepraszam – dodała pojednawczo.
Agnieszka zachichotała.
- Przeprosiny przyjęte! - rzuciła – Dobra. O co chodzi z tymi porami roku?
- Nie mogę ci powiedzieć skąd to wiem, ale ten napis, który ci przekazaliśmy jest ważny – odparła z naciskiem Majka – To nie jest rozmowa na telefon i lepiej mówmy ogólnikowo, bez konkretnych... - szukała odpowiedniego słowa – nazw!
- Ale to nie ma sensu. To, co mi dałaś to jakieś przysłowie, czy co? Monastyry to świątynie i klasztory. W nich mam tego szukać? To pasuje bardziej do makatek ze starych kuchni! - zakpiła.
- Aga, powiedziałam, że to ważne. Nie zawracałabym ci głowy, gdyby było inaczej. Ostatnie godziny spędziłam, grzebiąc w internecie, ale chyba nie do końca wiem, jak szukać – zawahała się – Kamil mógłby być pomocny. Grecki, to jego drugi język...
- Majka! - w głosie Agnieszki można było dosłyszeć zniecierpliwienie – Widzę, że kompletnie nie rozumiesz, na czym polega archeologia.
- Co masz na myśli? - Majka poczuła się urażona.
- To proces. Powolny, żmudny, ale systematycznie popychający nas naprzód. Ty skaczesz jak wystraszona żaba. To tu, to tam! Chwytasz się czegoś, a potem zarzucasz pomysł, bo wpadło ci coś do głowy...
- Nic mi nie wpadło! - usta Majki wykrzywiły się w podkówkę.
- Owszem, tak! Rozumiem, że masz nadprzyrodzone zdolności, ale te budowle są realne. Zrobili je ludzie, a nie senne mary. Greg zerwał mnie przed wschodem słońca i gadał o jakiejś barierze...
- Azylu.
- Jak zwał, tak zwał. Jeśli w którymś klasztorze są ukryte drzwi, to one są z kamienia. Twardego, ciężkiego i raczej trudnego do ukrycia. Nawet, jeśli wszyscy ulegną zbiorowej histerii, to ja muszę zachować zdrowy rozsądek.
- Więc uważasz, że szukanie tej frazy, albo jej fragmentów nie ma sensu? - Majka poczuła zawód.
- Nie, ale łatwiej znaleźć drzwi, niż to, co mi dałaś. Jeśli nawet ktoś coś zapisał na ścianie, czy obrazie, to tego może już nie być! Mówimy o latach 1200, 1300? Ile razy przemalowano te klasztory? - pytanie Agnieszki zawisło na chwilę w powietrzu.
- Właściwie, to nie wiem dokładnie, ale chyba około roku tysięcznego... Tyle, że wtedy mogła powstać komnata i drzwi, ale kiedy przestali z nich korzystać....
- Tego nie wiesz, tak? - wpadła jej w słowo Agnieszka - Dlatego uważam, że to nie ma sensu. Trzeba szukać drzwi i miejsca na klucz. To są rzeczy namacalne, a nie coś, co można zamalować, wyrzucić, czy spalić!
- Rób jak uważasz – Majka poczuła się zmęczona – Ty się znasz, nie ja. Proszę tylko, żebyś to wzięła pod uwagę.
Rozmawiały jeszcze przez chwile, po czym Majka rozłączyła się i podała telefon Oskarowi.
- Dlaczego jej na to pozwalasz? - spytał, przyglądając jej się uważnie.
- Na co? - nawet nie starała się ukryć rozdrażnienia.
- Wiesz, kim jesteś? - wskazał jej łóżko, a kiedy usiadła, ukląkł przed nią – Jesteś spadkobierczynią Rosanny, najpotężniejszym umysłem w Zgromadzeniu, a może i na całej Ziemi. Ona nie może cię tak besztać.
- Ale ona ma rację – westchnęła ze smutkiem – Tak bardzo chcę znaleźć te drzwi, że tracę rozsądek.
- Nieprawda – pokręcił głową – To ona go nie ma, bo przyjmuje tylko racjonalne argumenty, odrzucając to, co nieprawdopodobne. Ty wierzysz w istnienie i jednych, i drugich – ujął jej drobne dłonie i zamknął je w swoich - Nie wiem, o czym rozmawiałyście, ale wiem, że nikomu nie wolno tak się do ciebie odnosić. Nie w mojej obecności. Co ja mówię? Nigdy! Kiedy mnie nie ma w pobliżu, również! Jesteś wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju, po prostu jedyna!
- Kocham cię – po policzkach Majki spłynęły gorące łzy – Chociaż wiem, że patrzysz na mnie przez pryzmat naszej miłości, ale i tak mnie pocieszyłeś.
- Ale ja cię nie pocieszam – słowa Oskara brzmiały poważnie – Użyj tego, co daje ci twój Dar. Nie staraj się zrozumieć. Rosanna ci go dała. Ten sam, przy pomocy, którego odnalazła drzwi. Dlaczego, skoro ją doprowadził na miejsce, nie miałby zrobić tego samego dla ciebie?
Majka podniosła na Oskara zdumione spojrzenie. W jego oczach odnalazła niezachwianą wiarę i pewność siebie. Wierzył w to, co mówi! Wierzył w nią... Najpotężniejszy człowiek w Zgromadzeniu klęczał przed nią i prosił, żeby w siebie uwierzyła. Czy mogła mu odmówić?
- Dlaczego Nicolas dał jej to pióro? - przymknęła oczy i spróbowała odciąć się od wszystkiego, co ją otaczało – Czy ono coś oznacza?
- Dostał je na rocznicę ślubu od mojej matki, ale prawie natychmiast oddał je Rosannie...
- Nie. Nie tędy droga... - wysunęła dłonie z rąk Oskara i ukryła w nich twarz – Monastyry. Najstarsze powstały około roku 1300 i coś, ale drzwi i sama komnata musiały istnieć wcześniej. One są pod klasztorem, a nie w nim! A skoro tak, to po co azyle?
- Chronią wejście – głos Oskara dotarł do niej jak przez mgłę.
- Racja. Ale to oznacza, że trzeba tam być! Osobiście – coś jej tu nie pasowało – Raul był oburzony, kiedy poprosiłam o próbę z udziałem dziecka, czyli o fizyczne wejście do jego komnaty. Dlaczego?
- Bo azyl wpuszcza tylko tego, kto wchodzi ze strażnikiem klucza – odparł Oskar.
- A fizycznie może każdy – dokończyła za niego – Wystarczy wiedzieć, gdzie to jest. I mieć klucz!
Tym razem Oskar się nie odezwał, ale na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. Majka wysłuchała jego próśb.
- Skoro babcia Rosanna odnalazła drzwi i wiedziała, że Swen też ich szuka, to powinna zrobić coś, żeby je ukryć lepiej, prawda? - myślała na głos – Powinna zrobić coś, co mu uniemożliwi odnalezienie wejścia... Nie miał klucza. Ona go miała i chciała dać Nicolasowi, ale to było zbyt oczywiste, więc dała go Judith, u której nikt nie szukał. „Moje słowa cię zaprowadzą”. Musiała to napisać do mnie, licząc, że dostanę klucz. Ale dokąd mnie zaprowadzą? Do drzwi?
Majka skupiła się na wszystkim, co przeczytała i usłyszała o klasztorach, dolinie Tesalskiej, i Meteorach. Strzępki informacji i dat zdawały się przenikać i układać w jakąś całość, ale nie mogła jej objąć. Musiała wyłowić z tego coś, co nie było typowe, coś, co nie pasowało... i nagle to dostrzegła.
- Monastyr Świętej Trójcy - wyszeptała – Okradziono go. Zniknął cały ikonostas wraz z ikonami – otworzyła gwałtownie oczy i napotkała intensywne spojrzenie Oskara. Wciąż przed nią klęczał – Powinniśmy to sprawdzić... – wyszeptała niepewnie.
- Oczywiście – spróbował wstać, ale go powstrzymała.
- Mówisz to tak, jakbyś był pewien.
- Bo jestem. Ty mówisz dokąd iść, a ja idę za tobą. No, może w tym wypadku, przed, żeby sprawdzić, czy droga wolna.
- Ale ja nie jestem pewna. Po prostu, tak mi się wydaje...
- Mnie to wystarczy.
- A jeśli się mylę?
- To spróbujemy jeszcze raz – w jego głosie słychać było głębokie przekonanie.

2 komentarze:

  1. Witaj Roksano. Podoba mi się zachowanie i słowa Oskara, jak wspiera Majkę, ufa jej. Bardzo fajnie opisane relacje między nimi.
    Dzięki Roksano za cześć. Wczoraj nie przeczytałem ale dzisiaj przed pracą. Pozdrawiam Wiktor

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, Witku, nadciągają czarne chmury! Sama nie wiem, jak ja mogę pisać takie rzeczy ;( To chyba przez tę "Grę o tron"! No, ale nie uprzedzajmy faktów. Pozdrawiam, Roksana (w lekkim szoku)

    OdpowiedzUsuń