Lek

Lek

piątek, 15 lipca 2016

Meteory, W blasku dnia. Rozdział 25

Sycylia. Grudzień 2014
- Angelo - Laura zapukała cicho do drzwi pokoju syna – Angelo, chcę porozmawiać. Otwórz.
Dopiero po dłuższej chwili usłyszała dźwięk przekręcanego klucza.
- Przepraszam, że czekałaś – Angelo, naciągał pospiesznie koszulkę.
- Jesteś niemożliwy! - roześmiała się, widząc jego zakłopotanie – Wiem, że nie lubisz ubrań i wiem, jak wyglądasz bez nich. Jeszcze nie tak dawno cię myłam.
- Ale to było „nie tak dawno” – zaczerwienił się.
- Wyrosłeś mi tak szybko – westchnęła – I choć tego nie chcę, muszę zacząć cię traktować bardziej jak dorosłego – pogładziła go po policzku – I zarost już masz.
- Mamo! - chwycił jej dłoń, ale widząc, jaka jest przejęta, przyłożył ją do ust i pocałował – Przecież wiesz, że cię kocham najbardziej na świecie.
Objęła go i przytuliła, ale po chwili odsunęła się łagodnie.
- Siadaj – wskazała jedno z krzeseł – Musimy porozmawiać o twojej przyszłości.
- Teraz? Tak nagle? - zaniepokoił się.
- Nagle, nie nagle – machnęła ręką, jakby odganiała natrętnego owada – Zaraz po zmierzchu mamy się zebrać w zamku Raula Gonzagi. Przypuszczam, że chce przekazać klucz synowi.
- Myślałem, że to się robi... - zatrzymał się wpół zdania. Nie chciał przy matce mówić o śmierci – W podeszłym wieku – wybrnął.
- Ja też tak myślałam, ale widocznie zaistniały specjalne okoliczności. Juan jest młody, ale należy do Rady. Maryann również darzy go zaufaniem. Co prawda ostatnio miało miejsce pewne... przetasowanie, jeśli chodzi o jego zaręczyny z Athiną, ale wydaje się, że załatwili to z Andriejem honorowo – spojrzała na syna.
- A co to ma wspólnego ze mną? - spróbował wytrzymać badawcze spojrzenie matki.
- Rozmawiałam z Timothym i postanowiliśmy, że oboje zabierzemy na to spotkanie dzieci, czyli ciebie i Konstancję. Powinniście zacząć się przygotowywać do swoich ról, na wypadek...
- Mamo! - przerwał jej gwałtownie – Co się dzieje? Powiedz mi natychmiast! - w jego oczach błysnął lęk.
- Jeszcze nic – uspokoiła go – Ale musimy być gotowi. Coś wisi w powietrzu. Czuję to. Odbyłam długą rozmowę z Margaret. Też jest pełna złych przeczuć, a ona nigdy się nie myli.
- A Timothy? Co on na to? - głos Angelo zaczął się łamać.
- Och, on ma Dar siły – wydęła usta – Ale zgodził się ze mną, że trzeba was bardziej wprowadzić.
- To, co ja mam robić? – wyprostował się - Na tym spotkaniu.
- Uważać. Po prostu będziecie obserwować, co my robimy. To krótka, ale ważna uroczystość. Oczywiście, jeśli to faktycznie będzie przekazanie klucza – zawahała się – A co sądzisz o Konstancji? Widziałam, że sporo tańczyliście na balu.
Angelo wzniósł oczy do sufitu i westchnął.
- Jesteście bardzo młodzi i nie pytam o małżeństwo! - zniecierpliwiła się.
- To o co konkretnie?
- Ma ciekawe połączenie Darów. Siła i Strategia. Po prostu chciałabym wiedzieć.
- Jest trudna – odparł po namyśle.
- Trudna? - zdumiała się.
- Nigdy nie wiesz, co naprawdę myśli.
- Och! Jest prawie dzieckiem.
- No, to niech Natura ma nas w swojej opiece, kiedy dorośnie! Żartowałem – roześmiał się na widok jej miny – Jest jak kumpel, chociaż to baba.
- Szkoda – westchnęła.
- Jest ładna – przyznał – I fajnie się z nią gada, ale naprawdę, co ona ma w głowie, to nie wiem.
Laura spojrzała na syna z sympatią. Położyła mu dłoń na głowie i zmierzwiła włosy.
- Bądź gotowy tuż po zachodzie słońca, dobrze?
---
Grecja. Grudzień 2014.
  Monastyr pod wezwaniem Świętej Trójcy wybudowano na samotnej skale, podnóże której z jednej strony przylegało do większego masywu. Można się było tam dostać na dwa sposoby. Albo tunelem wykutym w skale, po niezliczonej ilości stromych schodków, albo starą windą, zawieszoną na pionowej linie. Ten drugi sposób od lat służył mnichom już tylko do transportowania żywności, więc bez żalu wybrali schody.
Majka i Oskar znajdowali się już w połowie drogi na górę, kiedy telefon Oskara dał o sobie znać. Wyjął go i spojrzał na wyświetlacz. Brak zasięgu.
- Sam, masz zasięg?
Rudowłosy chłopak wyglądał na przejętego rolą, jaka mu przypadła. Wyjął komórkę i zbiegł szybko niżej, przeskakując po dwa stopnie. Rozmawiał chwilę, po czym uspokojony wrócił do Majki i Oskara.
- U Johana wszystko w porządku. Stąd ich nie widać, ale pilnują obu dróg.
- Johan nas ubezpiecza, ale wiesz, jaki jestem... – Oskar posłał Majce przepraszające spojrzenie.
- W porządku - odparła, zerkając na pokonaną drogę bez entuzjazmu.
- Idziemy dalej? – Oskar ruszył w górę.
Majka czuła dziwne podniecenie. Po drodze opowiedziała mu o monastyrze. Zgodnie z tradycją został on wybudowany w 1438 roku przez mnicha Dometiusza, jednak z pisma wodza wojskowego Symeona Uresi, wynikało iż powstał wcześniej, bo już w roku 1362 był całkiem zaawansowanym zespołem klasztornym. Obecnie zamieszkiwało go tylko kilku mnichów, a turyści rzadko tu zaglądali. Miejsce było idealne. Podobnie zresztą, jak pozostałe monastyry. Tyle, że z żadnego nie skradziono ikon. Drobiazgi, owszem, ale taki skarb?
- Dziewięćdziesiąt! - zatrzymała się, by złapać oddech - Jeszcze czterdzieści. Powiesz mi, jak to zrobiłeś, że pozwolili nam wszystko zwiedzić? - spytała.
- Powiedziałem, że mam greckich przodków, którzy się tu modlili, ale nie mogę tu przyjechać w sezonie, bo moja żona jest zwariowaną celebrytką.
- Wszystko zrzuciłeś na mnie! - udała zagniewaną.
- Okazali się bardzo wyrozumiali, więc chyba było warto. Poparłem prośbę datkiem na odnowę – wyszczerzył do niej zęby – Sam, prowadź.
Majka przewróciła oczami i pomaszerowała za Samem. Pochód zamykał Oskar. Pokonanie pozostałych czterdziestu stopni okazało się sporym wyczynem, ale roztaczający się z tego miejsca widok wynagrodził im trudy. Oskar sięgnął po telefon.
- Nie rozumiem – pokręcił głową – Powinien być tu zasięg. Nic nie zasłania... - rozejrzał się.
- Mistrzu, to Grecja – Sam rozłożył ręce – Jeśli trzeba zawiadomić Johana, to do niego zejdę.
- Nie, po prostu mnie denerwuje, że nie mamy kontaktu ze sobą – Oskar machnął ręką - Gdyby coś się działo, to Johan już by tu był.
Podeszli do drzwi, gdzie czekał na nich jeden z czarno odzianych mnichów i pokłoniwszy się, wprowadził ich do obszernego przedsionka. Sam pozostał przed drzwiami. Mnich powitał Oskara po angielsku, ignorując całkowicie Majkę. Potem wypowiedział kilka kwestii po grecku, po czym oddalił się, pozostawiając ich samych.
- Co teraz? - Oskar rozpiął sportową kurtkę.
- Musimy wszystko obejrzeć – zadecydowała Majka – Ty prawą stronę, ja lewą.
Podobnie, jak w poprzednim klasztorze, obeszli całą nawę, szukając miejsca, gdzie można by ukryć drzwi. Niczego jednak nie znaleźli. Majka stanęła na środku i zadarła głowę.
- Ikonostas, który skradziono przedstawiał czterech ewangelistów – powiedziała głośno, a jej słowa odbiły się od surowych ścian. Z fresków patrzyły na nią postaci o wschodnich rysach i ponurych spojrzeniach. Wzdrygnęła się – Zniknął w 1979 roku i nigdzie nie pojawiły się ani ikony, ani ramy, które były równie cenne, jak obrazy. Niestety nie udało mi się odnaleźć żadnego zdjęcia, a ten tutaj został odtworzony z pamięci – westchnęła.
Jeden z braci mówi trochę po francusku. Niestety ma dziś dyżur w kuchni, więc możemy z nim porozmawiać dopiero jutro. Mówił, że po śniadaniu może nas oprowadzić. Mają tu małe muzeum i podobno nieźle zaopatrzoną piwnicę.
- To z nim ustalałeś przez telefon wynajęcie pokoi gościnnych? - spytała, podchodząc do bocznej nawy wyciosanej w skale na kształt niewielkiej rotundy – Skała... – szepnęła, przesuwając opuszkami palców po zimnej nierównej powierzchni. Miała wrażenie, że przyciąganie ziemskie działa w tym miejscu inaczej, jakby mocniej. Obejrzała dokładnie ściany i podłogę – Nic – westchnęła.
Na ścianie wisiał tylko jeden obraz, przedstawiający poważnie wyglądającego młodego mężczyznę. Kaplica nosiła imię Świętego Jana. W tle dostrzegła wodę i kawałek gałęzi z kulą dojrzałej pomarańczy. Wszystko było ciemne i mało wyraziste, jakby znaczenie miała tylko postać na pierwszym planie. Żadnych napisów po grecku. Nawet pojedynczej literki.
- Nic – powtórzyła.
- Pozwolili nam obejrzeć najniższą część – Oskar objął Majkę ramieniem i wskazał wyjście – Wchodzi się z zewnątrz. Mówił, że nie zamykają drzwi.
- A możemy ją zobaczyć teraz? - Majka przypomniała sobie piwnice w zamku Juana.
- Jasne! Sam, chodź z nami – Oskar poprowadził ich do wyjścia. Na dziedzińcu skręcił w prawo i po przejściu kilkunastu kroków zszedł w dół po kilku ciosanych w kamieniu schodkach. Nacisnął żelazną klamkę i popchnął ciężkie drewniane drzwi.
Wszedł pierwszy i obmacawszy ścianę obok framugi, przekręcił zabytkowy przełącznik prądu. Światło pochodziło z gołych żarówek, zwisających wprost z sufitu na grubych czarnych drutach.
- Niesamowite! - Sam stanął jak wryty.
- Prawda? - Majka uśmiechnęła się na widok jego zachwytu.
Pomieszczenie ciągnęło się pod prawie całym budynkiem. Podzielone było na coś w rodzaju naw, przez rzędy grubych przysadzistych kamiennych kolumn. Pomiędzy nimi ułożono pękate drewniane beczki i ustawiono skrzynki wypełnione okurzonymi butelkami z zielonego szkła.
- Popatrzmy... - Majka wyciągnęła z przewieszonej przez ramię torby kilka kartek formatu A4 i rozłożyła je na podłodze – Tu jest wejście, którego użyliśmy. Na końcu jest winda – wskazała niewielki kwadracik – Tam jest otwór, z którego spuszczana jest platforma – Jeśli nałożymy na to plan świątyni... - ustawiła odpowiednio kartki i uniosła je w górę, tak by światło najbliższej żarówki wydobyło obraz - Powinniśmy pójść naprzód i przy ósmym... nie, siódmym filarze... tak... to będzie dokładnie pod rotundą.
- A dlaczego właśnie tam? - Oskar przyjrzał się szkicom.
- A dlaczego nie? - Majka ruszyła naprzód, licząc filary – W zamku Manzanares el real drzwi są ukryte właśnie w piwnicy z winami. Rotundę wyciosano w kamieniu i pod nią nie ma piwnicy. W zamku było podobnie. Komnatę wyciosano w kamieniu, a nad nią powstał zamek, ale nie dokładnie nad wejściem...
Zatrzymali się w miejscu, które wyznaczyła. Po prawej stronie ściana rzeczywiście była fragmentem skały. Doskonale widać było na niej rzędy krótkich rowków - śladów po przyłożeniu dłuta. Miała jakieś pięć metrów długości. Dalej przechodziła w mur z kamienia tego samego koloru, co skała. Majka stanęła przed ścianą i położyła na niej dłonie. Nic niezwykłego się nie stało, a jednak to miejsce coś w sobie miało. Coś nieuchwytnego... Przymknęła oczy.
- Mistrzu... - szepnął Sam, który nie wiedział, co ma ze sobą zrobić.
- Ćśśś – Oskar przyłożył palec do ust i pokręcił głową.
Nic nie powinno teraz przeszkadzać. Wierzył święcie, że Majka odnajdzie to, czego szuka. I choć z jednej strony napawało go to lękiem, to jednak czuł, że tak musi być.
- Już to widziałam – oświadczyła nagle Majka – I nie chodzi o klasztor, tylko o to miejsce. Mam w głowie obraz tej ściany... - przechyliła głowę – Tylko, że... - cofnęła się o kilka kroków i przymknęła oczy – Patrzę na nią z pewnej odległości i jakby... - kucnęła i otworzyła oczy – Jakby stąd!
Za plecami miała potrójny rząd skrzynek, wypełnionych pustymi butelkami, odwróconymi dnem do góry. Gruba warstwa kurzu świadczyła o tym, że od dawna nikt ich nie ruszał. Majka spojrzała pod nogi. Podłogę stanowiła lita skała, nosząca ślady dłuta, podobnie jak kawałek ściany. Tu kurz był jeszcze grubszy.
- Daj latarkę – zwróciła się do oniemiałego Sama, po czym obeszła rząd skrzynek i zaczęła oglądać podłogę.
Obaj towarzyszący jej mężczyźni uklękli i zaczęli odgarniać kurz wiązkami wyciągniętych ze skrzynek pakuł. Prowizoryczne narzędzia do sprzątania wzniecały całe obłoki kurzu, więc po chwili wszyscy troje zaczęli kaszleć i prychać.
- Popatrz tu – Oskar przesunął palcem wzdłuż rzędu skrzynek – To rysa. Wygląda, jak pękniecie...
- Ale skała tak nie pęka – sapnęła Majka – Zbyt regularne.
Sam chwycił jedną ze skrzynek i odstawił ją na bok. Sięgnął po kolejną. Po chwili cała trójka zabrała się do pracy. Odstawili na bok wszystkie skrzynki, odsłaniając cały odcinek podłogi między siódmym a ósmym filarem. Ich oczom ukazało się niewielkie owalne zagłębienie tuż obok jednego z filarów. Majka i Oskar spojrzeli sobie w oczy.
- Sam, musimy zatarasować drzwi – Oskar wstał z klęczek i otrzepał spodnie – Nie wolno ci tu nikogo wpuścić. Rozumiesz?
- Tak, Mistrzu – chłopak przełknął głośno ślinę – A Johan? - spojrzał na zegarek – Jesteśmy tu ponad dwie godziny. Z nastaniem zmierzchu, przyjdzie na górę.
- Do tego czasu powinniśmy skończyć. Nawet, jeśli spróbuje tu wejść, nie wpuścisz go, póki ci nie pozwolę.
- Tak jest, Mistrzu.
Majka odruchowo dotknęła zagłębienia między piersiami, gdzie pod bluzką spoczywał jaj kamień-klucz. Umyślnie nie zamknęła go w medalionie, lecz w specjalnej materiałowej torebce na mocnym pasku. Oskar i Sam z trudem podnieśli z podłogi jedną z beczek i postawili ją koło drzwi. Po chwili dostawili dwie kolejne.
- Schowaj się i obserwuj drzwi. Nikogo tu nie dopuszczaj, póki nie wyjdziemy – polecił Oskar.
Kiedy Sam się wymknął, zatarasowali drzwi beczkami. Majka z drżeniem rąk wyjęła swój kamień.
- Ma inny kolor - zauważyła – Ale wielkość odpowiada. Wolałabym, żeby Sama przy tym nie było – dodała po chwili.
- Johan za niego ręczy.
- Nie o to chodzi. Nie wiem, czy z kimkolwiek podzielimy się tą informacją – powiedziała cicho – A jeśli nie będzie mógł wyjawić tego miejsca nawet następnemu Mistrzowi? Nie wiemy, co tam jest...
- Cholera! Masz rację – Oskar zmarszczył czoło.
- Zakląłeś – szepnęła, zdając siebie sprawę, że oboje próbują odwlec nieuniknione.
Stała obok filaru, ważąc w dłoni kamień. Może się nie otworzą, przemknęło jej przez myśl. Kucnęła.
- Powinnam wejść sama – powiedziała bez przekonania.
- Zobaczymy – Oskar przykucnął naprzeciw niej.
- Cheimonas szepnęła i z ociąganiem położyła czarny, połyskujący hematytowymi cyrkoniami kamień w zagłębieniu.
Przez chwilę panowała cisza, o czym rozległo się głuche szczęknięcie, jakby kamień uderzył w kamień. Szczelina zrobiła się wyraźniejsza. Zaniemówili z wrażenia.
- Odsuńmy się – Oskar przytomnie złapał Majkę z rękę i odciągnął w bok.
Kamienna płyta drgnęła i powoli zaczęła odsłaniać im ciemną, nieprzeniknioną czeluść korytarza. Przez ich twarze przewinęły się dziesiątki uczuć: zdumienie, radość, zachwyt, wahanie, lęk...
Kiedy wszystko ucichło, Majka chwyciła latarkę i skierowała snop światła do czarnego otworu. Rząd wąskich stromych schodków prowadził w dół. Mieli wejść do brzucha góry?
- Idę – rzuciła drżącym głosem.
- Idę z tobą – Oskar wyciągnął dłoń po latarkę – Nie puszczę cię samej.
- No, nie wiem... - zawahała się.
Nagle obleciał ją strach. Bała się tam iść, nie wiedząc, co jest na dnie, ale równie mocno bała się, że to coś może być groźniejsze dla Oskara, niż dla niej.
- Idziemy! - Oskar zdawał się nie podzielać jej obaw – Cokolwiek nas tam czeka, stawimy mu czoło razem – pocałował ją i zrobił pierwszy krok.

4 komentarze:

  1. Coś czuję, że teraz będzie się działo. Mamy 2 dziewczyny Konstancję i siostrę Majki, oraz 2 chłopaków Angelo i młodego Gonzagę. Szykuje się wybuchowa mięszanka.
    Wszystkie monastyry powinny być obsadzone przez ludzi Swena. Wyjęcie kamienia z azylu może być gigant błędem.
    Ps. Jaką obstawę zapewnił mistrz.Jeśli tylko 2-3 ochroniaży to Swen nie będzie miał z nimi żadnego problemu. Co ciekawe w gre mogą wchodzić nieobdarowani najemnicy. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym jeszcze "wyswatala" Agnieszke z Gregiem ;)

      Usuń
  2. Witaj Roksano!!!. Ale jak to się stało że nie zauważyłem nowej części?. Na którą tak czekałem. To jest karygodne zachowanie z mojej strony. Przegapić nową cześć.
    Wow!!!. Znaleźli komnatę. I co teraz się wydarzy?. Co knuje Swen?. Grafoman masz rację. Coś mało tych ludzi mają
    Grafoman jak podobało się opowiadanie Roksany: "Zaufaj mi Caterina"?. Jak przeczytałeś to pierwszym opowiadaniem Roksany zamieszczonym na blogu jest:"chcę nie chcę Adama". Ma też 2 tomy. Polecam a znajdziesz je tu: http://roksana76.blogspot.com/2014/01/jesien-1990.html?m=0
    Pozdrawiam wszystkich Wiktor

    OdpowiedzUsuń
  3. Troche juz nie komentowalam, bo nie bylo na to czasu zbytnion ostatnio. Przeczytalam z zapartym tchem dalsze czesci i musze stwierdzic ale sie porobilo. To jest genialne. Ja odobiscie obstawiam ze tam moze byc cos niebezpiecznego wlasnie dla Oskara, albo ktos ich "wsypal" i zastana tam Swena probujacego podejsc do skaly albo oczekujacego na nich i ze przy pomocy tej skaly odbiora jednemu z nich dar. Chociaz w sumie nie chcialabym aby juz to nastapilo, bo to oznaczaloby koniec opowiadania.

    OdpowiedzUsuń