Sycylia. Grudzień
2014
- Angelo - Laura
zapukała cicho do drzwi pokoju syna – Angelo, chcę porozmawiać.
Otwórz.
Dopiero po dłuższej
chwili usłyszała dźwięk przekręcanego klucza.
- Przepraszam, że
czekałaś – Angelo, naciągał pospiesznie koszulkę.
- Jesteś
niemożliwy! - roześmiała się, widząc jego zakłopotanie –
Wiem, że nie lubisz ubrań i wiem, jak wyglądasz bez nich. Jeszcze
nie tak dawno cię myłam.
- Ale to było „nie
tak dawno” – zaczerwienił się.
- Wyrosłeś mi tak
szybko – westchnęła – I choć tego nie chcę, muszę zacząć
cię traktować bardziej jak dorosłego – pogładziła go po
policzku – I zarost już masz.
- Mamo! - chwycił
jej dłoń, ale widząc, jaka jest przejęta, przyłożył ją do ust
i pocałował – Przecież wiesz, że cię kocham najbardziej na
świecie.
Objęła go i
przytuliła, ale po chwili odsunęła się łagodnie.
- Siadaj –
wskazała jedno z krzeseł – Musimy porozmawiać o twojej
przyszłości.
- Teraz? Tak nagle?
- zaniepokoił się.
- Nagle, nie nagle –
machnęła ręką, jakby odganiała natrętnego owada – Zaraz po
zmierzchu mamy się zebrać w zamku Raula Gonzagi. Przypuszczam, że
chce przekazać klucz synowi.
- Myślałem, że to
się robi... - zatrzymał się wpół zdania. Nie chciał przy
matce mówić o śmierci – W podeszłym wieku – wybrnął.
- Ja też tak
myślałam, ale widocznie zaistniały specjalne okoliczności. Juan
jest młody, ale należy do Rady. Maryann również darzy go
zaufaniem. Co prawda ostatnio miało miejsce pewne... przetasowanie,
jeśli chodzi o jego zaręczyny z Athiną, ale wydaje się, że
załatwili to z Andriejem honorowo – spojrzała na syna.
- A co to ma
wspólnego ze mną? - spróbował wytrzymać badawcze
spojrzenie matki.
- Rozmawiałam z
Timothym i postanowiliśmy, że oboje zabierzemy na to spotkanie
dzieci, czyli ciebie i Konstancję. Powinniście zacząć się
przygotowywać do swoich ról, na wypadek...
- Mamo! - przerwał
jej gwałtownie – Co się dzieje? Powiedz mi natychmiast! - w jego
oczach błysnął lęk.
- Jeszcze nic –
uspokoiła go – Ale musimy być gotowi. Coś wisi w powietrzu.
Czuję to. Odbyłam długą rozmowę z Margaret. Też jest pełna
złych przeczuć, a ona nigdy się nie myli.
- A Timothy? Co on
na to? - głos Angelo zaczął się łamać.
- Och, on ma Dar
siły – wydęła usta – Ale zgodził się ze mną, że trzeba was
bardziej wprowadzić.
- To, co ja mam
robić? – wyprostował się - Na tym spotkaniu.
- Uważać. Po
prostu będziecie obserwować, co my robimy. To krótka, ale
ważna uroczystość. Oczywiście, jeśli to faktycznie będzie
przekazanie klucza – zawahała się – A co sądzisz o Konstancji?
Widziałam, że sporo tańczyliście na balu.
Angelo
wzniósł oczy do sufitu i westchnął.
- Jesteście bardzo
młodzi i nie pytam o małżeństwo! - zniecierpliwiła się.
- To o co
konkretnie?
- Ma ciekawe
połączenie Darów. Siła i Strategia. Po prostu chciałabym
wiedzieć.
- Jest trudna –
odparł po namyśle.
- Trudna? - zdumiała
się.
- Nigdy nie wiesz,
co naprawdę myśli.
- Och! Jest prawie
dzieckiem.
- No, to niech
Natura ma nas w swojej opiece, kiedy dorośnie! Żartowałem –
roześmiał się na widok jej miny – Jest jak kumpel, chociaż to
baba.
- Szkoda –
westchnęła.
- Jest ładna –
przyznał – I fajnie się z nią gada, ale naprawdę, co ona ma w
głowie, to nie wiem.
Laura spojrzała na
syna z sympatią. Położyła mu dłoń na głowie i zmierzwiła
włosy.
- Bądź gotowy tuż
po zachodzie słońca, dobrze?
---
Grecja. Grudzień
2014.
Monastyr pod
wezwaniem Świętej Trójcy wybudowano na samotnej skale,
podnóże której z jednej strony przylegało do
większego masywu. Można się było tam dostać na dwa sposoby. Albo
tunelem wykutym w skale, po niezliczonej ilości stromych schodków,
albo starą windą, zawieszoną na pionowej linie. Ten drugi sposób
od lat służył mnichom już tylko do transportowania żywności,
więc bez żalu wybrali schody.
Majka i Oskar
znajdowali się już w połowie drogi na górę, kiedy telefon
Oskara dał o sobie znać. Wyjął go i spojrzał na wyświetlacz.
Brak zasięgu.
- Sam, masz zasięg?
Rudowłosy chłopak
wyglądał na przejętego rolą, jaka mu przypadła. Wyjął komórkę
i zbiegł szybko niżej, przeskakując po dwa stopnie. Rozmawiał
chwilę, po czym uspokojony wrócił do Majki i Oskara.
- U Johana wszystko
w porządku. Stąd ich nie widać, ale pilnują obu dróg.
- Johan nas
ubezpiecza, ale wiesz, jaki jestem... – Oskar posłał Majce
przepraszające spojrzenie.
- W porządku -
odparła, zerkając na pokonaną drogę bez entuzjazmu.
- Idziemy dalej? –
Oskar ruszył w górę.
Majka czuła dziwne
podniecenie. Po drodze opowiedziała mu o monastyrze. Zgodnie z
tradycją został on wybudowany w 1438 roku przez mnicha Dometiusza,
jednak z pisma wodza wojskowego Symeona Uresi, wynikało iż powstał
wcześniej, bo już w roku 1362 był całkiem zaawansowanym zespołem
klasztornym. Obecnie zamieszkiwało go tylko kilku mnichów, a
turyści rzadko tu zaglądali. Miejsce było idealne. Podobnie
zresztą, jak pozostałe monastyry. Tyle, że z żadnego nie
skradziono ikon. Drobiazgi, owszem, ale taki skarb?
- Dziewięćdziesiąt!
- zatrzymała się, by złapać oddech - Jeszcze czterdzieści.
Powiesz mi, jak to zrobiłeś, że pozwolili nam wszystko zwiedzić?
- spytała.
- Powiedziałem, że
mam greckich przodków, którzy się tu modlili, ale nie
mogę tu przyjechać w sezonie, bo moja żona jest zwariowaną
celebrytką.
- Wszystko zrzuciłeś
na mnie! - udała zagniewaną.
- Okazali się
bardzo wyrozumiali, więc chyba było warto. Poparłem prośbę
datkiem na odnowę – wyszczerzył do niej zęby – Sam, prowadź.
Majka przewróciła
oczami i pomaszerowała za Samem. Pochód zamykał Oskar.
Pokonanie pozostałych czterdziestu stopni okazało się sporym
wyczynem, ale roztaczający się z tego miejsca widok wynagrodził im
trudy. Oskar sięgnął po telefon.
- Nie rozumiem –
pokręcił głową – Powinien być tu zasięg. Nic nie zasłania...
- rozejrzał się.
- Mistrzu, to Grecja
– Sam rozłożył ręce – Jeśli trzeba zawiadomić Johana, to do
niego zejdę.
- Nie, po prostu
mnie denerwuje, że nie mamy kontaktu ze sobą – Oskar machnął
ręką - Gdyby coś się działo, to Johan już by tu był.
Podeszli do drzwi,
gdzie czekał na nich jeden z czarno odzianych mnichów i
pokłoniwszy się, wprowadził ich do obszernego przedsionka. Sam
pozostał przed drzwiami. Mnich powitał Oskara po angielsku,
ignorując całkowicie Majkę. Potem wypowiedział kilka kwestii po
grecku, po czym oddalił się, pozostawiając ich samych.
- Co teraz? - Oskar
rozpiął sportową kurtkę.
- Musimy wszystko
obejrzeć – zadecydowała Majka – Ty prawą stronę, ja lewą.
Podobnie, jak w
poprzednim klasztorze, obeszli całą nawę, szukając miejsca, gdzie
można by ukryć drzwi. Niczego jednak nie znaleźli. Majka stanęła
na środku i zadarła głowę.
- Ikonostas, który
skradziono przedstawiał czterech ewangelistów – powiedziała
głośno, a jej słowa odbiły się od surowych ścian. Z fresków
patrzyły na nią postaci o wschodnich rysach i ponurych
spojrzeniach. Wzdrygnęła się – Zniknął w 1979 roku i nigdzie
nie pojawiły się ani ikony, ani ramy, które były równie
cenne, jak obrazy. Niestety nie udało mi się odnaleźć żadnego
zdjęcia, a ten tutaj został odtworzony z pamięci – westchnęła.
– Jeden z braci
mówi trochę po francusku. Niestety ma dziś dyżur w kuchni,
więc możemy z nim porozmawiać dopiero jutro. Mówił, że po
śniadaniu może nas oprowadzić. Mają tu małe muzeum i podobno
nieźle zaopatrzoną piwnicę.
- To z nim ustalałeś
przez telefon wynajęcie pokoi gościnnych? - spytała, podchodząc
do bocznej nawy wyciosanej w skale na kształt niewielkiej rotundy –
Skała... – szepnęła, przesuwając opuszkami palców po
zimnej nierównej powierzchni. Miała wrażenie, że
przyciąganie ziemskie działa w tym miejscu inaczej, jakby mocniej.
Obejrzała dokładnie ściany i podłogę – Nic – westchnęła.
Na ścianie wisiał
tylko jeden obraz, przedstawiający poważnie wyglądającego młodego
mężczyznę. Kaplica nosiła imię Świętego Jana. W tle dostrzegła
wodę i kawałek gałęzi z kulą dojrzałej pomarańczy. Wszystko
było ciemne i mało wyraziste, jakby znaczenie miała tylko postać
na pierwszym planie. Żadnych napisów po grecku. Nawet
pojedynczej literki.
- Nic –
powtórzyła.
- Pozwolili nam
obejrzeć najniższą część – Oskar objął Majkę ramieniem i
wskazał wyjście – Wchodzi się z zewnątrz. Mówił, że
nie zamykają drzwi.
- A możemy ją
zobaczyć teraz? - Majka przypomniała sobie piwnice w zamku Juana.
- Jasne! Sam, chodź
z nami – Oskar poprowadził ich do wyjścia. Na dziedzińcu skręcił
w prawo i po przejściu kilkunastu kroków zszedł w dół
po kilku ciosanych w kamieniu schodkach. Nacisnął żelazną klamkę
i popchnął ciężkie drewniane drzwi.
Wszedł pierwszy i
obmacawszy ścianę obok framugi, przekręcił zabytkowy przełącznik
prądu. Światło pochodziło z gołych żarówek, zwisających
wprost z sufitu na grubych czarnych drutach.
- Niesamowite! - Sam
stanął jak wryty.
- Prawda? - Majka
uśmiechnęła się na widok jego zachwytu.
Pomieszczenie
ciągnęło się pod prawie całym budynkiem. Podzielone było na coś
w rodzaju naw, przez rzędy grubych przysadzistych kamiennych kolumn.
Pomiędzy nimi ułożono pękate drewniane beczki i ustawiono
skrzynki wypełnione okurzonymi butelkami z zielonego szkła.
- Popatrzmy... -
Majka wyciągnęła z przewieszonej przez ramię torby kilka kartek
formatu A4 i rozłożyła je na podłodze – Tu jest wejście,
którego użyliśmy. Na końcu jest winda – wskazała
niewielki kwadracik – Tam jest otwór, z którego
spuszczana jest platforma – Jeśli nałożymy na to plan
świątyni... - ustawiła odpowiednio kartki i uniosła je w górę,
tak by światło najbliższej żarówki wydobyło obraz -
Powinniśmy pójść naprzód i przy ósmym... nie,
siódmym filarze... tak... to będzie dokładnie pod rotundą.
- A dlaczego właśnie
tam? - Oskar przyjrzał się szkicom.
- A dlaczego nie? -
Majka ruszyła naprzód, licząc filary – W zamku Manzanares
el real drzwi są ukryte właśnie w piwnicy z winami. Rotundę
wyciosano w kamieniu i pod nią nie ma piwnicy. W zamku było
podobnie. Komnatę wyciosano w kamieniu, a nad nią powstał zamek,
ale nie dokładnie nad wejściem...
Zatrzymali się w
miejscu, które wyznaczyła. Po prawej stronie ściana
rzeczywiście była fragmentem skały. Doskonale widać było na niej
rzędy krótkich rowków - śladów po przyłożeniu
dłuta. Miała jakieś pięć metrów długości. Dalej
przechodziła w mur z kamienia tego samego koloru, co skała. Majka
stanęła przed ścianą i położyła na niej dłonie. Nic
niezwykłego się nie stało, a jednak to miejsce coś w sobie miało.
Coś nieuchwytnego... Przymknęła oczy.
- Mistrzu... -
szepnął Sam, który nie wiedział, co ma ze sobą zrobić.
- Ćśśś – Oskar
przyłożył palec do ust i pokręcił głową.
Nic nie powinno
teraz przeszkadzać. Wierzył święcie, że Majka odnajdzie to,
czego szuka. I choć z jednej strony napawało go to lękiem, to
jednak czuł, że tak musi być.
- Już to widziałam
– oświadczyła nagle Majka – I nie chodzi o klasztor, tylko o to
miejsce. Mam w głowie obraz tej ściany... - przechyliła głowę –
Tylko, że... - cofnęła się o kilka kroków i przymknęła
oczy – Patrzę na nią z pewnej odległości i jakby... - kucnęła
i otworzyła oczy – Jakby stąd!
Za plecami miała
potrójny rząd skrzynek, wypełnionych pustymi butelkami,
odwróconymi dnem do góry. Gruba warstwa kurzu
świadczyła o tym, że od dawna nikt ich nie ruszał. Majka
spojrzała pod nogi. Podłogę stanowiła lita skała, nosząca ślady
dłuta, podobnie jak kawałek ściany. Tu kurz był jeszcze grubszy.
- Daj latarkę –
zwróciła się do oniemiałego Sama, po czym obeszła rząd
skrzynek i zaczęła oglądać podłogę.
Obaj towarzyszący
jej mężczyźni uklękli i zaczęli odgarniać kurz wiązkami
wyciągniętych ze skrzynek pakuł. Prowizoryczne narzędzia do
sprzątania wzniecały całe obłoki kurzu, więc po chwili wszyscy
troje zaczęli kaszleć i prychać.
- Popatrz tu –
Oskar przesunął palcem wzdłuż rzędu skrzynek – To rysa.
Wygląda, jak pękniecie...
- Ale skała tak nie
pęka – sapnęła Majka – Zbyt regularne.
Sam chwycił jedną
ze skrzynek i odstawił ją na bok. Sięgnął po kolejną. Po chwili
cała trójka zabrała się do pracy. Odstawili na bok
wszystkie skrzynki, odsłaniając cały odcinek podłogi między
siódmym a ósmym filarem. Ich oczom ukazało się
niewielkie owalne zagłębienie tuż obok jednego z filarów.
Majka i Oskar spojrzeli sobie w oczy.
- Sam, musimy
zatarasować drzwi – Oskar wstał z klęczek i otrzepał spodnie –
Nie wolno ci tu nikogo wpuścić. Rozumiesz?
- Tak, Mistrzu –
chłopak przełknął głośno ślinę – A Johan? - spojrzał na
zegarek – Jesteśmy tu ponad dwie godziny. Z nastaniem zmierzchu,
przyjdzie na górę.
- Do tego czasu
powinniśmy skończyć. Nawet, jeśli spróbuje tu wejść, nie
wpuścisz go, póki ci nie pozwolę.
- Tak jest, Mistrzu.
Majka odruchowo
dotknęła zagłębienia między piersiami, gdzie pod bluzką
spoczywał jaj kamień-klucz. Umyślnie nie zamknęła go w
medalionie, lecz w specjalnej materiałowej torebce na mocnym pasku.
Oskar i Sam z trudem podnieśli z podłogi jedną z beczek i
postawili ją koło drzwi. Po chwili dostawili dwie kolejne.
- Schowaj się i
obserwuj drzwi. Nikogo tu nie dopuszczaj, póki nie wyjdziemy –
polecił Oskar.
Kiedy Sam się
wymknął, zatarasowali drzwi beczkami. Majka z drżeniem rąk
wyjęła swój kamień.
- Ma inny kolor -
zauważyła – Ale wielkość odpowiada. Wolałabym, żeby Sama przy
tym nie było – dodała po chwili.
- Johan za niego
ręczy.
- Nie o to chodzi.
Nie wiem, czy z kimkolwiek podzielimy się tą informacją –
powiedziała cicho – A jeśli nie będzie mógł wyjawić
tego miejsca nawet następnemu Mistrzowi? Nie wiemy, co tam jest...
- Cholera! Masz
rację – Oskar zmarszczył czoło.
- Zakląłeś –
szepnęła, zdając siebie sprawę, że oboje próbują odwlec
nieuniknione.
Stała
obok filaru, ważąc w dłoni kamień. Może się nie otworzą,
przemknęło jej przez myśl. Kucnęła.
- Powinnam wejść
sama – powiedziała bez przekonania.
- Zobaczymy –
Oskar przykucnął naprzeciw niej.
- Cheimonas
– szepnęła i z ociąganiem
położyła czarny, połyskujący hematytowymi cyrkoniami kamień w
zagłębieniu.
Przez
chwilę panowała cisza, o czym rozległo się głuche szczęknięcie,
jakby kamień uderzył w kamień. Szczelina zrobiła się
wyraźniejsza. Zaniemówili z wrażenia.
- Odsuńmy się –
Oskar przytomnie złapał Majkę z rękę i odciągnął w bok.
Kamienna płyta
drgnęła i powoli zaczęła odsłaniać im ciemną, nieprzeniknioną
czeluść korytarza. Przez ich twarze przewinęły się dziesiątki
uczuć: zdumienie, radość, zachwyt, wahanie, lęk...
Kiedy wszystko
ucichło, Majka chwyciła latarkę i skierowała snop światła do
czarnego otworu. Rząd wąskich stromych schodków prowadził w
dół. Mieli wejść do brzucha góry?
- Idę
– rzuciła drżącym głosem.
- Idę z tobą –
Oskar wyciągnął dłoń po latarkę – Nie puszczę cię samej.
- No, nie wiem... -
zawahała się.
Nagle obleciał ją
strach. Bała się tam iść, nie wiedząc, co jest na dnie, ale
równie mocno bała się, że to coś może być groźniejsze
dla Oskara, niż dla niej.
- Idziemy! - Oskar
zdawał się nie podzielać jej obaw – Cokolwiek nas tam czeka,
stawimy mu czoło razem – pocałował ją i zrobił pierwszy krok.
Coś czuję, że teraz będzie się działo. Mamy 2 dziewczyny Konstancję i siostrę Majki, oraz 2 chłopaków Angelo i młodego Gonzagę. Szykuje się wybuchowa mięszanka.
OdpowiedzUsuńWszystkie monastyry powinny być obsadzone przez ludzi Swena. Wyjęcie kamienia z azylu może być gigant błędem.
Ps. Jaką obstawę zapewnił mistrz.Jeśli tylko 2-3 ochroniaży to Swen nie będzie miał z nimi żadnego problemu. Co ciekawe w gre mogą wchodzić nieobdarowani najemnicy. Pozdrawiam
Ja bym jeszcze "wyswatala" Agnieszke z Gregiem ;)
UsuńWitaj Roksano!!!. Ale jak to się stało że nie zauważyłem nowej części?. Na którą tak czekałem. To jest karygodne zachowanie z mojej strony. Przegapić nową cześć.
OdpowiedzUsuńWow!!!. Znaleźli komnatę. I co teraz się wydarzy?. Co knuje Swen?. Grafoman masz rację. Coś mało tych ludzi mają
Grafoman jak podobało się opowiadanie Roksany: "Zaufaj mi Caterina"?. Jak przeczytałeś to pierwszym opowiadaniem Roksany zamieszczonym na blogu jest:"chcę nie chcę Adama". Ma też 2 tomy. Polecam a znajdziesz je tu: http://roksana76.blogspot.com/2014/01/jesien-1990.html?m=0
Pozdrawiam wszystkich Wiktor
Troche juz nie komentowalam, bo nie bylo na to czasu zbytnion ostatnio. Przeczytalam z zapartym tchem dalsze czesci i musze stwierdzic ale sie porobilo. To jest genialne. Ja odobiscie obstawiam ze tam moze byc cos niebezpiecznego wlasnie dla Oskara, albo ktos ich "wsypal" i zastana tam Swena probujacego podejsc do skaly albo oczekujacego na nich i ze przy pomocy tej skaly odbiora jednemu z nich dar. Chociaz w sumie nie chcialabym aby juz to nastapilo, bo to oznaczaloby koniec opowiadania.
OdpowiedzUsuń