Grecja. Grudzień
2014
Greg wyszedł z
piwnicy na dziedziniec monastyru. Jego potężna sylwetka na moment
przesłoniła słabo oświetlone wnętrze.
- Sir Timothy... -
zaczął, ale postać ze złotej poświaty machnęła niecierpliwie
dłonią – Są zamknięci wewnątrz. Nie mam pojęcia, jak to
otworzyć, a w sposób mechaniczny nie da się bez ciężkiego
sprzętu. Mogę przygotować listę...
Postać kiwnęła
mu głową, po czym odwróciła się do innej złocistej
postaci. Wszystko odbywało się w otoczeniu około
trzydziestoosobowej grupy ludzi, która traktowała scenę, jak
coś najzwyklejszego w świecie.
Nagle
spośród zgromadzonych wysunął się Johan. Podszedł do
złocistych postaci, wsparty na ramieniu jednego ze swoich
podkomendnych. By móc przemówić, musiał przycisnąć
pięść do obolałego mostka.
- Sir Timothy,
wybacz mi, ale czy nie lepiej przesłuchać jeszcze raz Sama? Może
czegoś nam nie powiedział? Ten szpicel kłamał przez cały czas...
Nie można mu wierzyć... - kaszlnął z wysiłkiem – Jak mogli tam
wejść? - ukrył twarz w dłoniach.
Postać
kiwnęła powoli głową i wskazała Johanowi koniec dziedzińca,
gdzie stworzono prowizoryczne więzienie dla pojmanych ludzi Swena.
---
- Rozumiem go. Ma
wyrzuty sumienia, ale nie możemy czekać – Laura spojrzała na
Timothy'ego z niepokojem – Są tam we czworo, więc Swen ma
przewagę. Nie chcę nawet myśleć... - głos jej się załamał –
Przecież już dawno by wyszli... - w jej oczach zalśniły łzy.
- Masz rację –
Timothy położył jej na ramieniu dłoń – Juan, powinniśmy wziąć
listę potrzebnego sprzętu i otworzyć wejście. Wiem, że to
świętokradztwo, ale tu chodzi o ich życie – spojrzał na
Maksymiliana Lowrenasa, jakby szukał u niego aprobaty.
Stary Mistrz nie
odpowiedział jednak. Przeczesał palcami siwe włosy i przymknął
powieki. Na jego twarzy pojawił się wyraz udręczenia.
- Zaczekajcie –
Juan wyciągnął z kieszeni swój kamień – Coś mi nie daje
spokoju. Jest ciepły...
- Miałeś go w
kieszeni – Laura wzruszyła ramionami - Nosisz go przy sobie? -
dodała z dezaprobatą.
- Jest
cieplejszy, niż moje ciało – Juan zignorował jej uwagę –
Grzeje! – podał kamień Timothy'emu.
- Od dawna? -
Timothy ujął kamień i nakrył go drugą dłonią – Gdybyś się
zgodził, moglibyśmy spróbować nim otworzyć komnatę...
- Zgadzam się,
choć nie sądzę, by to zadziałało – Juan spojrzał na wejście
do piwnicy. Może Greg to zrobi?
Śniąc, żadne
z nich nie miało możliwości pokonania azylu, który bronił
dostępu do piwnic. Choć wszyscy czworo zjednoczyli swoje siły, nie
udało im się nawet ugiąć energetycznej bariery. Szybko nakreślił
na kartce kilka linijek i przywołał gestem ręki Grega. Ten
przeczytał, po czym drżącymi rękami ujął kamień i niezwłocznie
ruszył z nim do piwnicy. Wyglądał, jakby niósł największą
świętość. Na twarzach Timothy'ego, Laury i Maksa odmalowało się
pełne napięcia oczekiwanie.
- Moim zdaniem
powinniśmy wrócić do naszych komnat – nieoczekiwanie
stwierdził Juan.
- Co? - Laura
ledwie go słuchała, wpatrując się w wejście do piwnicy.
- Moim zdaniem
powinniśmy wrócić do naszych komnat – powtórzył
Juan – I to, jak najszybciej.
- Dlaczego? -
Timothy oderwał wzrok od jasnej plamy drzwi.
- Bo ktoś
próbował się tam ze mną skontaktować – wypalił –
Wtedy nie zdawałem sobie sprawy, co to jest. To było nieoczekiwane
i zupełnie mi nieznane, ale teraz...
W drzwiach
ukazał się Greg. Szedł ze spuszczoną głową. Juan zrobił dwa
kroki w jego stronę i wyciągnął dłoń po kamień. Wziął go od
nieszczęśliwego osiłka, po czym odwrócił się do swoich
towarzyszy.
- Wracajmy do
komnat. Wejdźmy do nich fizycznie. Maks może zorganizować dostawę
sprzętu. Tak, na wszelki wypadek, gdyby nam się nie udało.
Timothy i Laura
spojrzeli na siebie.
- Maks, poradzisz
sobie? - spytał po chwili Timothy.
- Margaret i
Anastazja mi pomogą – powiedział dziwnie spokojnym głosem –
Róbcie wszystko, co możecie... - dodał ciszej.
---
- Gotowy? - Majka
spojrzała Oskarowi w oczy.
Kiwnął
jej głową i zacisnął zęby. Przyłożyła obie dłonie do ledwie
zasklepionej rany na jego ramieniu i skupiła się na swoich palcach.
Oskar wstrzymał oddech. Jego ciało zaczęło drżeć, a na czole
pojawiły się krople potu. Rana znów zaczęła krwawić.
- Wytrzymasz? -
zmarszczyła brwi.
Bez
słowa skinął głową i przymknął oczy. Majka przycisnęła place
do otworu, z którego sączyła się ciemna, gęsta krew. Po
chwili poczuła na opuszkach dotknięcie czegoś twardego. Wyłuskała
pocisk. Oskar odetchnął głęboko. Majka zakryła dłonią ranę,
tamując krwawienie. Po chwili na twarzy Oskara pojawił się wyraz
ulgi.
- Powinnam od tego
zacząć – Majka uśmiechnęła się do niego z zadowoleniem.
- Moja matka będzie
zazdrosna – odpowiedział jej słabym uśmiechem.
- Daleko mi do niej,
ale już jesteś bezpieczny – w jej oczach zalśniły łzy – Co
ty sobie wyobrażałeś? Chciałeś mnie opuścić? - Teraz, kiedy
upewniła się, że Oskar nie umrze, mogła dać upust kłębiącym
się w jej sercu emocjom.
- Dopiero idąc w
dół zdałem sobie sprawę, jakie to straszne – spoważniał
– Gdybym mógł zrobić inaczej... - umilkł i odwrócił
głowę – Nie sądziłem, że tak ciężko będzie mi umierać.
- Muszę cię o coś
spytać – szepnęła, również poważniejąc – Chciałeś
go zabić – spojrzała na leżącego nieruchomo Swena – Dlaczego
nie zrobiłeś tego od razu?
- Musimy teraz o tym
rozmawiać? - Oskar wskazał głową na leżącego pod ścianą
osiłka – Nie powinni tego słuchać.
- To ważne. Muszę
wiedzieć – nalegała – Możemy iść tam – wskazała wyjście
z komnaty.
Oskar
westchnął i przyłożył dłoń do ramienia. Poruszył nim.
Wygadało na to, że jego żona posiadła wiedzę i zdolności,
jakich nie posiadał nikt inny. Utkwił w niej badawcze spojrzenie.
- Jesteś moim
Mistrzem i moim mężem – zaczęła – Ale przede wszystkim,
jesteś człowiekiem, którego kocham nad życie... - Jak miała
mu powiedzieć, że od jego odpowiedzi zależy, czy zaryzykuje
osobiste szczęście dla dobra całego Zgromadzenia?
- Póki nie
stanęliśmy twarzą w twarz, byłem gotów go zabić – Oskar
ściszył głos do szeptu – Potem powstrzymała mnie klątwa...
- Tylko to? -
spytała, starając się ukryć zawód.
- Nie – spuścił
wzrok. Milczał dłuższą chwilę, po czym spojrzał jej głęboko w
oczy – Gdybym mógł odebrać mu Dar, to nie wahałbym się
ani chwili. Jednak, zabicie nawet takiej kanalii, to co innego. Nie
jestem bogiem. Nie mam takiego prawa.
- Ale mierzyłeś do
niego – Majka wytrzymała jego spojrzenie.
- Myślałem, że
umieram. Nie mogłem odejść, zostawiając cię z tym samą –
wyszeptał ledwie słyszalnie – Proszę, nie każ mi więcej
wyjaśniać. Żegnałem się z życiem, z tobą... - w jego oczach
zalśniły łzy, ale nie starał się ich ukryć – Nie oceniaj
Mistrza, tylko zwykłego człowieka.
Majka
ujęła jego twarz w dłonie i nachyliwszy się, przywarła ustami do
jego ust. Nagle poczuła, jakby spadło z niej ogromne brzemię.
Język Oskara smakował tak cudownie znajomo i słodko. Przytuliła
się do niego, a on zamknął ją w ramionach.
- Co teraz? -
spytał, kiedy oderwali się od siebie.
- Teraz otrzymasz
władzę, która ci się należy – powiedziała z przejęciem.
Wyjęła
swój kamień i ułożyła go w zagłębieniu na środku
komnaty.
- Wiosna, lato,
jesień – wyszeptała, układając dłonie na kamieniu – Zima was
wzywa. Przynieście mi nadzieję. Odbiorę to, co należy odebrać i
dam to, co należy dać. Mistrz ma WŁADZĘ.
- Jesień?
– usłyszeli nagle znajomy głos – Maryann?! Żyjesz! Co z
Mistrzem?
- Oboje
żyjemy. Juan, tak się cieszę... - z piersi Majki dobył się
szloch – Bałam się, że mnie nie usłyszycie...
- Już wcześniej
czułem twoją obecność! Pozostali też czekają, ale muszą się
chyba oswoić...
- Wiosna...?
- głos Laury brzmiał niepewnie – Maryann! O Naturo, dzięki ci!
- Poczekamy na
Timothy'ego. Powiem wam, co robić – Majka posłała Oskarowi
radosne spojrzenie – Mistrzu, przemów do swoich ludzi –
wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
- Lauro, Juanie,
wasze głosy to chyba najmilsza muzyka dla moich uszu – Oskar
starał się opanować drżenie głosu – Timothy?
- Oskar! Maryann! -
usłyszeli szorstki, ale pełen radości głos – Potraficie
wystawić moje nerwy na próbę. Mistrzu – Timothy
zreflektował się szybko – Jak mogę pomóc?
- Majka wam wyjaśni.
Wykonujcie dokładnie jej polecenia.
- Skoro rozmawiamy,
to znaczy, że fizycznie jesteście w komnatach – zaczęła –
Która jest godzina?
- Niespełna dwie
godziny do wschodu słońca – odparł szybko Juan.
- Wystarczy,
zresztą, to nie ma znaczenia – uspokoiła ich – Co się dzieje
na zewnątrz?
- Mamy wszystko pod
kontrolą. Używali paralizatora – wyjaśnił Timothy – Czy Swen
jest z wami?
- Tak i miał
niestety ostrzejszą broń...
- Och! Ale nic wam
nie jest? - Laura musiała się upewnić.
- W każdym razie,
nic poważnego – zapewnił Oskar.
- Musicie teraz
wyjąć swoje kamienie, nie wychodząc z komnat. Po prostu sięgnijcie
ręką – ciągnęła Majka – Drzwi się zamkną i utworzy się
między nami most. Będziecie mogli nim przejść tutaj. Zróbcie
to.
Po słowach Majki
zapadła cisza. Dopiero po dłuższej chwili usłyszeli ciche
szuranie.
- Które z
nich? - rzuciła cicho Majka – Ja stawiam na Juana.
Oskar spojrzał jej
w oczy, po czym kiwnął głową. Dopiero po kilku chwilach
usłyszeli, że zamykają się kolejne drzwi.
- Jestem gotów
– usłyszeli głos Juana.
- Ja też –
dołączyła do niego Laura.
- I ja – na końcu
odezwał się Timothy.
- Macie teraz Dar
tak, jakbyście śnili. Z tą różnicą, że możecie się
przemieszczać tylko w obrębie komnat – Majka odsunęła się od
wgłębienia – Juan, weź twoją skałę i przynieś mi ją. Musisz
się tylko skupić.
Po
chwili przed Majką i Oskarem pojawił się Juan. Żadne z nich nie
było w stanie powstrzymać emocji. Gdyby nie skała, którą
Juan przyciskał do siebie jak dziecko, rzuciliby się sobie w
ramiona.
- Oskar! Znaczy,
Mistrzu! - oczy Juana o mało nie wyszły z orbit, kiedy ujrzał
ogromną plamę zakrzepłej na ubraniu krwi – Jesteś ranny?
- Niegroźnie –
Oskar poczuł się nieco zażenowany - Wyliżę się...
- Połóż
skałę tu na środku – Majka ochłonęła z pierwszego szoku –
Laura, teraz ty!
Cała scena
powtórzyła się jeszcze dwa razy, z tym, że kiedy Timothy
dołożył swój fragment skały, wszystkie trzy części
połączyły się w całość.
- Och!!! - nawet
Majka, choć wiedziała, co ma się stać, wydała z innymi okrzyk
zdumienia.
- Swen! – Timothy
pochylił się nad leżącym, który wyglądał tak, jakby się
budził ze snu – Co mu jest? - spojrzał pytająco na Oskara.
- Musiałam odebrać
mu część energii – odpowiedziała za niego Majka – Była
potrzebna Oskarowi. Związaliśmy go wcześniej – wzruszyła
ramionami.
Przybyli rozejrzeli
się po komnacie.
- Wszystko wam
wyjaśnię, tylko później – zapowiedziała Majka, kiedy
wszyscy troje podeszli do ikonostasu – Teraz mamy do załatwienia
ważną sprawę. Mistrzu... – zwróciła się do Oskara
oficjalnym tonem – Oto naczynie – wskazała skałę, która
teraz wyglądała jak odlew misy z ozdobnym rantem – My, strażnicy
kluczy jesteśmy tu po to, by ci służyć. Moi przodkowie dali mi
potrzebną wiedzę i pozwolili podjąć decyzję, co z nią uczynię,
a ja poddaję się woli Mistrza. Teraz wy – spojrzała na Laurę,
Juana i Timothy'ego – Musicie również poddać się woli
Mistrza.
- Przecież
podlegamy Mistrzowi... - zaczęła Laura.
- Musimy to zrobić
jeszcze raz tutaj, prawda? - Juan spojrzał na Majkę – Tylko
Mistrz nie podlega ocenie... tylko on jest bezkarny?
- Czytałeś zwój!
– domyśliła się.
Juan przytaknął
skinieniem głowy.
- Pierwszy Mistrz
otrzymał od Zgromadzenia absolutną władzę, która umożliwia
mu utrzymanie w ryzach tych, którzy chcieliby wykorzystywać
Dar w nieodpowiedni sposób. Na przykład do krzywdzenia innych
– wyjaśniła Majka – Potem Obdarowani odpowiedzialni za naczynie
stopniowo próbowali ograniczyć tę władzę, ale raz nadanej,
nie da się cofnąć. Dlatego ukryli najważniejszy klucz, a wiedzę,
przynajmniej w części, spisali na zwojach w różnych
językach. Mieli się nimi wymienić między sobą, ale tego nie
zrobili. Możecie się tego dowiedzieć w swoich komnatach, sięgając
do wiedzy zawartej w waszych Darach. Potem pokażę wam, jak to
zrobić.
- Czy to wystarczy,
by odpowiedzialność za decyzje Mistrza nie spadła na nas? - spytał
Juan.
- Wystarczy –
odparła z przekonaniem Majka – Oskar, musisz wziąć na siebie tę
odpowiedzialność, jeśli chcesz przyjąć władzę nad naczyniem i
jego właściwościami – utkwiła w nim uważne spojrzenie – To
wielki ciężar i bardzo się o ciebie boję, ale nie znam innej
osoby, która zasługiwałaby bardziej... - głos jej się
załamał.
Oskar powoli
przesunął wzrokiem po zgromadzonych. Na koniec spojrzał na
budzącego się z letargu Swena i westchnął ciężko.
- Biorę na siebie
tę odpowiedzialność – powiedział poważnym tonem – Oczekuję
jednak, że każde z was, w razie wątpliwości, co do moich decyzji,
szczerze mi o tym powie.
Wszyscy skinęli w
milczeniu głowami.
- A co z nimi
zrobimy? - Timothy spojrzał na Swena i jego towarzysza.
- Już dawno
postanowiłem, że Swen nie jest godzien Daru, który otrzymał.
Utraci go. Czy można taki Dar oddać innym? - zwrócił się
do Majki.
- Tak – pokiwała
głową – Można dopełnić Dary innych obdarowanych, ale muszą
być tu obecni.
- W takim razie,
pozostanie naszym więźniem do czasu, aż wybierzemy tych, którzy
otrzymają jego Dar. Myślę, że im mocniej go rozdrobnimy, tym
lepiej... - posłał swoim słuchaczom pytające spojrzenie.
Z uznaniem pokiwali
głowami.
- Co do pozostałych,
muszę się zastanowić... - potarł skronie – Wolałbym być w
lepszej formie...
- Musisz odpocząć
– Majka spojrzała na niego z troską – W takim razie, naczynie
tu zostaje. Zabierzecie jego części, kiedy skończymy –
zawyrokowała
i położyła swój kamień na
skale - Teraz wy zróbcie to samo.
Nawet Timothy'emu
ręka drgnęła lekko, kiedy układał swój kamień obok
pozostałych.
- Zakończyliśmy
spotkanie. Niech każdy weźmie swój kamień – powiedziała
cicho Majka – Teraz możecie wrócić do swoich komnat i je
otworzyć. Wystarczy, że staniecie przed drzwiami i wymówicie
imię kamienia.
- A ciebie zabieram
ze sobą – Oskar nachylił się nas Swenem – Znajdę sposób,
żebyś już nikogo więcej nie skrzywdził.
Oboje, i Majka, i
Oskar mogli nadal korzystać ze swych zdolności, więc droga przez
ciasny korytarz nie była już uciążliwa. Pochwycili więźniów
i bez trudu przetransportowali pod drzwi, choć Swen, odzyskawszy
nieco sił, próbował stawiać opór. Oskar stłumił
jednak bunt w zarodku.
- Zadziała? -
zajrzał Majce w oczy.
- Masz wątpliwości?
- uśmiechnęła się do niego przekornie.
- Nie – pokręcił
głową. Na jego zmęczonej twarzy również pojawił się
uśmiech.
- Cheimonas –
wyszeptała, skupiając całą uwagę na drzwiach.
Przez ułamek
sekundy panowała cisza, po czym kamienna płyta zaczęła się
przesuwać, wpuszczając do wnętrza ostre światło rozstawionych w
piwnicy reflektorów. Swen szarpnął się gwałtownie, ale
Oskar był przygotowany. Z chwilą otwarcia drzwi Dary przestały
działać, więc przytrzymał swego więźnia mocniej.
- Mistrzu! - dwie
potężne postaci na chwilę przesłoniły snop światła. Greg i
Johan rzucili się do Oskara – Maryann!
W jednym momencie
wokół Majki i Oskara zaroiło się od czarno ubranych, dobrze
zbudowanych ludzi. Jedni chwycili Swena i jego kompana, inni
pospieszyli z kubkami, butelkami wody i ciepłymi okryciami, jeszcze
inni wreszcie pospiesznie otwierali przenośne apteczki.
- Dzięki - Majka z
wdzięcznością przyjęła plastikowy kubek z wodą i przytrzymała
miękki polarowy koc, którym okrył ją Greg – Co tu się
dzieje? - rozejrzała się, próbując przyzwyczaić wzrok do
mocnego światła.
- Przygaście to! -
huknął Johan, odwracając się do stojących z tyłu.
Po chwili natężenie
światła zmalało na tyle, że rozpoznali piwnicę.
- Mistrzu, jesteś
ranny? - Greg odsunął na bok chłopaka, trzymającego otwartą
apteczkę.
- Nic mi nie będzie,
ale załóż opatrunek – uspokoił go Oskar – Chcieliście
się włamać? - przyjrzał się młotowi pneumatycznemu i ciężkim
wiertarkom, przygotowanym pod jedną ze ścian.
- Był taki
pomysł... - Johan podrapał się po policzku – Nie wiedzieliśmy,
co robić.
Oskar ze
zrozumieniem pokiwał głową.
- Moja matka wie? -
spytał krótko.
- Tak Mistrzu. Sir
Timothy kazał zawiadomić całą twoją rodzinę. Twoją również...
- zwrócił się do Majki.
- Bardzo dobrze –
Oskar znów pokiwał głową – Powiadom członków
Rady, że mają tu przylecieć najszybciej, jak się da. Poza tym, w
dwie godziny po zachodzie słońca odbędzie się zebranie wszystkich
„głów rodów”. Mają przybyć do zamku... -
zastanowił się przez chwilę – Porozmawiaj z siostrą o Darze –
spojrzał Majce w oczy.
- Mogę? - uniosła
brwi – A gdyby...? - zawahała się. Spojrzała na Grega, ale on
unikał kontaktu wzrokowego – Porozmawiam. Dziękuję ci! - nie
zważając na kręcących się wokół nich ludzi, Majka szybko
pocałowała Oskara w usta. Gdyby nie to, że Greg właśnie go
opatrywał, uściskałaby męża z całych sił.
---
Manzanares el real.
Grudzień 2014.
Juan postał chwilę
przed drzwiami do komnaty.
- ftinóporo
– powiedział cicho, ledwie dosłyszalnie.
Kamienna
ściana drgnęła i jakby z wahaniem zaczęła się przesuwać.
Odetchnął z ulgą. Ufał Majce, ale mimo wszystko gdzieś kołatała
mu myśl, że komnata mogłaby się nie otworzyć. Wyszedł i
umieścił kamień w zagłębieniu. Drzwi zamknęły się równie
powolnym i dostojnym ruchem. Uśmiechnął się do siebie. W duchu
podziękował losowi. Gdyby nie tamto spotkanie w pubie i rozmowa z
Oskarem, nigdy by się nie odważył wykraść ojcu kamienia i
przeczytać zwojów. Nigdy! A jednak to zrobił. Opis cech
dawnych Mistrzów, ogrom władzy, jaką mieli, ale i
odpowiedzialności, jaka na nich spoczywała, uświadomiły mu, że
jego ojciec tego nie udźwignie. Teraz wiedział, że podjął
właściwą decyzję. Oskar naprawdę był godzien wygranej. No, i
miał przy sobie prawdziwą bratnią duszę... Potarł twarz dłońmi.
Ogrom miłości jaką się darzyli był dla niego przytłaczający.
Choć o tym nie mówili, ale okazywali to w każdym geście i
każdym spojrzeniu, skierowanym do siebie nawzajem. Dawno zrozumiał,
że on nigdy czegoś takiego nie doświadczył, a Majka nie
odwzajemni mu uczucia nawet, gdyby Oskara zabrakło... Mógł
liczyć jedynie na jej przyjaźń, a może na aż tyle...?
Wyszedł z
podziemi, lecz zamiast skierować się wprost do sypialni, ruszył
podcieniami wzdłuż dziedzińca. Potrzebował zaczerpnąć powietrza
i ochłonąć po niedawnych emocjach. Spojrzał na zegarek. Miał
jeszcze prawie pół godziny. Nagle wydało mu się, że przy
ciężkiej furcie prowadzącej na zewnątrz coś zamigotało.
Przyspieszył kroku. Na jedynym skrawku, nie objętym azylem, lśnił
złocisty zarys drobnej postaci.
-
Con una puta! -
zaklął pod nosem. Zupełnie zapomniał o Konstancji - Perdóname.
Seguro que no sabe... -
urwał, uświadamiając sobie, że ona nie rozumie hiszpańskiego –
Wybacz! Pewnie nie wiesz, że są bezpieczni. Twój ojciec
również...
Kiedy
tylko Juan wszedł na teren poza azylem, postać nagle przyskoczyła
do niego i objęła w pasie szczupłymi ramionami. Nim zdążył
wypowiedzieć choćby jedno słowo, poczuł na policzku muśnięcie
ust i postać umknęła, pozostawiając go w osłupieniu.
Nooooo.... czyli dobrze wnioskowalam pod ostatnia czescia, ze Juan Majki towarzystwo wyczul :)
OdpowiedzUsuńAnia
Witajcie. Sorki że mnie troszkę nie było. Byłem na wyjeździe.
OdpowiedzUsuńRoksano super część. Ciekawe jak to zaplanowałaś. Czy Juan tylko nie okaże się tym złym. Pozdrawiam Wiktor
Witku mimo ze średnio przepadam za don juanem to jednak wydaje mi sie ze możemy być spokojni o jego lojalność. Natalia
OdpowiedzUsuńWitaj Natalio. Może masz rację z tym Juanem. Tylko co zaplanował jego ojciec z Abigail?. Pozdrawiam Wiktor
UsuńMyślę ze tego się niedługo dowiemy i że to nie bd nic dobrego ale skoro poradzili sobie ze swenem to z nimi też sobie poradzą. Natalia
OdpowiedzUsuńNatalio, Witku! Cieszę się, że Was tu zastaję. No cóż, ludzie się zmieniają, prawda? Czasem zły początek daje coś pozytywnego. Musicie się uzbroić w trochę cierpliwości, bo właśnie nadchodzi mój upragniony urlop, więc mam urwanie głowy i czego tam jeszcze, to już sama nie wiem, ale wszystko już jest poukładane, tylko zapisać ;))) Postaram się zapewnić Wam na koniec trochę pozytywnych emocji. Pozdrawiam, Roksana.
OdpowiedzUsuń