Gdzieś we Francji.
Październik 2014
- Jak mi dobrze –
wyjęczała cicho Majka, z trudem otwierając oczy.
Jej ciało
spoczywało leniwie na miękkiej kanapie limuzyny, mknącej szeroką
wstęgą autostrady.
- Posil się, bo to
jeszcze nie koniec – Oskar ujął palcami kawałek różowego
arbuza i wsunął jej go do ust – Uwielbiam cię taką zmęczoną i
rozanieloną – dodał aksamitnie niskim, seksownym głosem.
Szybko sięgnął
do kieszeni spodni i wyjął z nich paczuszkę prezerwatyw.
- Bananowe –
przeczytał i rozciągnął usta w szerokim uśmiechu – Czy twoja
brzoskwinka lubi banany?
- Brzoskwinka? -
spytała nieprzytomnie, ale nie miała czasu na zastanawianie się
nad odpowiedzią.
Oskar ściągnął
jej tyłek niżej i uniósł się z pięt. Wciąż klęcząc,
nałożył prezerwatywę. Majka zdążyła jeszcze ujrzeć lśniącą
pokrytą żyłami maczugę, nim ta powoli zagłębiła się w jej
obrzmiałe ciało.
- Ufff! - stęknęła
z wysiłkiem, przyjmując jednak niespodziewaną inwazję.
Za
nic na świecie nie zrezygnowałaby z uczucia przyjemnego
wypełnienia, jakie jej zafundował. W
głowie miała zamęt, ale nie potrafiła powiedzieć, czy bardziej
przyczynił się do tego niedawny orgazm, czy szampan? Oskar poruszał
się powoli, pozwalając jej sie oswoić.
- Jak jest? - spytał
pochylając się i muskając ustami jej usta.
- Szampańsko –
odparła z błogim uśmiechem.
- Taka jesteś
rozbawiona? - zajrzał jej w oczy, pochylając się mocniej do przodu
i napierając na nią całym ciałem. Zaparło jej dech, kiedy wszedł
cały, aż po nasadę – A teraz?
- Moc-no –
stęknęła i przymknęła oczy – Ale dobrze.
- Mówiłem
już, że to uwielbiam?
Kiwnęła mu głową,
przygryzając dolną wargę.
- I uwielbiam
ciebie, i twoje śliczne ciałko, i twój niewyparzony język,
i... upór, który nas tu przywiódł – sięgnął
do jej ust.
Nigdy nie był
rozmowny podczas seksu, ale seks z Majką był inny. Nagle zapragnął
powiedzieć jej tyle rzeczy. Jej ciepłe miękkie ciało poddawało
się jego pchnięciom, sprawiając rozkosz nie do opisania.
- Nie masz pojęcia,
jaka straszna była świadomość, że mógłbym cię więcej
nie dotknąć... - jęknął.
Majka chwyciła
jego ramiona i wpiła w nie palce, unosząc głowę. Jej oczy
zalśniły.
- Nie mam? - spytała
cichym, słodkim głosem.
Oskar spojrzał jej
w oczy. Były pełne oddania i miłości, i takie piękne.
- Chodź do mnie –
pociągnęła go na siebie – Nie wiem, co mi zrobiłeś, ale ledwie
zamknęły się za tobą drzwi, a ja już tęskniłam – wyszeptała
- Nienawidziłam cię i kochałam, i nie wiedziałam, co mam ze sobą
począć... Chciałam żyć dalej i nie wiedziałam jak... Chciałam
zapomnieć i nie mogłam...
- Moja najdroższa,
moja słodka... Jak do mnie dotarło, że to koniec... Majka,
mężczyzna nie powinien mówić takich rzeczy, ale... Jakby
ktoś rozdarł mi duszę na pół...
- Ćśśś... -
położyła mu na ustach opuszki palców – Jestem tu... przy
tobie... jestem twoja i nic tego nie zmieni.
Ruchy Oskara stały
się bardziej płynne i posuwiste. Kochali się, szepcząc
najintymniejsze wyznania, jakby fizyczny kontakt im nie wystarczał,
jakby pragnęli, by ich dusze doświadczały tej samej bliskości.
Majka podciągnęła
w górę kolana i rozłożyła je szerzej, oddając się bez
reszty. Oskar zgiął się w pałąk, by móc całować słodkie
usta, nurzając się równocześnie w wilgotnych ciemnych
czeluściach ukochanego ciała. Kontakt z delikatnym wnętrzem
wydawał mu się tak nierealnie podniecający, rozkoszny... tak
głęboki. Napawał się uległością swojej kochanki, to znów
szeptał jej miłosne zaklęcia i słuchał jej szeptów, i
znów na nią napierał z całych sił. Nigdy nie kochał się
z taką pasją, z takim oddaniem. Nawet wtedy, gdy czuli nawzajem
swoje Dary! Krew dudniła mu w uszach, pulsowała w nabrzmiałych
żyłach, raz po raz niosła fale adrenaliny, zbliżając go do
szczytu. Coś pchało go naprzód, zmuszało do nadludzkiego
wysiłku... Nagle do jego uszu dotarł przeciągły jęk. Otworzył
oczy i w dyskretnym świetle lampek ujrzał dwie ogromne źrenice
wpatrzone gdzieś w przestrzeń, i drgające skrzydełka nosa, i
obrzmiałe od pocałunków usta chwytające z trudem
powietrze... Rozkosz nadeszła nagle, jak smagnięcie biczem,
wystrzeliła gdzieś z krzyża i zgięła go w pół. Jęknął
chrapliwie i runął w dół! Miał przed oczami czarną,
pulsującą masę... nie! Dwie gigantyczne krople, pulsujące,
tętniące w rytm bicia dwóch serc, próbujące się
połączyć... Stracił poczucie czasu i miejsca...
Wynurzali się
oboje, jak z głębin czarnego oceanu, zmęczeni i zdyszani. Ich
pokryte potem ciała kleiły się do siebie, kiedy jak w zwolnionym
tempie przekręcili się na bok.
- Czułaś to? -
wyszeptał
wreszcie.
- Mhm...
- Nie mogę się
tobą nasycić - Oskar oparł czoło o nagie ramię Majki, wtulił
twarz w delikatną pierś, całował i gładził aksamitną skórę
Jej twarz rozjaśnił
promienny uśmiech. Uniosła leniwie rękę i wplotła palce w jego
włosy.
- Wynagrodzimy sobie
wszystko – powiedziała, przeciągając się z westchnieniem
zadowolenia – Mamy masę czasu...
Oskar odwrócił
wzrok, by nie psuć im tej radosnej chwili, ale Majka była czujna.
- O co chodzi? –
pociągnęła go za włosy, zmuszając do spojrzenia prosto w oczy.
- Nic. Nic
ważnego... - jego oczy zdawały się pochłaniać jej widok – Nie
teraz, proszę – objął dłonią pierś i schylił się, próbując
dosięgnąć ustami sterczącej brodawki.
- Mów
natychmiast! - zacisnęła palce, aż syknął z bólu.
- Musimy być
ostrożni... - zaczął niechętnie – Na zamku jesteśmy
bezpieczni, ale i tak lepiej uważać.
- Chodzi o seks? -
upewniła się.
- Jeśli nas
nakryją, to powinienem się oświadczyć, żeby wyjść z tego z
honorem...
- To się
oświadczysz, a ja się będę zastanawiać...
- Świetnie! Raulowi
w to graj! Kandydat na Mistrza robi takie rzeczy, a wybranka ma
wątpliwości – roześmiał się – Młodzi byliby zachwyceni, ale
starsi pewnie mniej.
- Masz rację –
przyznała po chwili zastanowienia – Nie pomyślałam o tym. To
trochę tak, jakby przyłapali mnie rodzice. Mam na myśli moich
przybranych rodziców. Nie zrobiłbyś na nich dobrego
wrażenia.
Oskar powoli
przysunął się do niej i sięgnął do ust. Przez chwilę
rozkoszował się nimi, krążąc leniwie językiem w ich wnętrzu.
Majka dołączyła do niego, również wysuwając język.
Jednak po chwili cofnęła głowę.
- Ale przecież
wcześniej miałeś zamiar ogłosić, że jestem twoja, że się
kochaliśmy po przysiędze. To by ich nie zniechęciło? - spytała.
- Tylko Mistrz i
moja rodzina wiedzieliby, jakim sposobem... Ewentualnie Rada, ale
mógłbym zażądać milczenia. Nie miałem zamiaru ogłaszać
wszystkiego publicznie – przyznał.
- Aha... - zamyśliła
się - Ale nie łamiemy zadnych zasad?
- Nie.
- No, to musimy
uważać. Nie ma innej rady! - wzruszyła ramionami – A teraz? Nikt
nas nie może zobaczyć? Jest po zmierzchu.
- To azyl.
- No, jasne! -
klepnęła się dłonią w czoło – A kierowca?
- Jean.
Majka pokiwała
głową ze zrozumieniem.
- Na zamku
oficjalnie będziesz gościem mojej matki, a ona jest ostatnią
osobą, która chciałaby mnie skompromitować. Problemem
będzie twoja wizyta u Gonzagów – stwierdził z wyraźną
niechęcią w głosie.
- Oskar, będę tam
kilka dni. Wytrzymasz – roześmiała się.
- Ja tak, ale ty? -
przesunął kciukiem po jej dolnej wardze, wpatrując się w nią jak
w smakowity kąsek.
- No, nie wiem... -
odchyliła głowę, przymykając filuternie oczy – Przy takim blond
herosie w pobliżu...? - zawiesiła głos.
- Nie drażnij mnie!
- Z piersi Oskara dobył się niski pomruk, a oczy zalśniły
złowrogo.
- Głuptasie! -
prychnęła.
- Głuptasie? -
powtórzył z niedowierzaniem – Powiedziałaś „głuptasie”?
- A powinnam
„głupku”! - ofuknęła go – Nie dla niego przystałam do
Zgromadzenia i nie z nim odbywam teraz najbardziej podniecającą
podroż w życiu! Kocham cię i jesteś głupkiem, jeśli tego nie
widzisz!
Jej słowa
podziałały na niego lepiej niż szampan. Nie mogła sprawić mu
większej przyjemności! No, może mogła, ale i tak był zachwycony.
- Nie możesz jechać
sama! - powiedział udobruchany.
- Zabiorę Akosa.
- Powinnaś mieć
przy sobie także kobietę... dziewczynę. Tak jest przyjęte.
- Zabiorę Manuelę.
Jeśli się zgodzi, oczywiście? - zaznaczyła - I tak chciałam jej
zaproponować pracę dla mnie – zastanawiała się głośno.
- Dobrze. Ufasz jej?
- Jej rodzice mi
pomogli.
- W takim razie, w
porządku – Oskar uniósł się na łokciu i sięgnął w
dół.
- Ałła! -
skrzywiła się, Majka – Nie lubię tego momentu.
- Ja też nie –
zgodził się z nią Oskar – Szampana?
- I owoców –
uśmiechnęła się, próbując niezdarnie doprowadzić do
porządku swoją garderobę – Oddaj mi spodnie. I majtki!
- Najchętniej bym
je zatrzymał – schylił się i podniósł z podłogi skrawek
koronki – Co to za odkrycia, o których mi chciałaś
powiedzieć? - Oskar ustawił siedzenie w pozycji prawie pionowej.
- Ach, nie
uwierzysz! - wykrzyknęła – Znalazłam szkic kamienia w notatkach
Rosanny! Ona go musiała widzieć! Zresztą, Raul powiedział, że
pracowała z matką Judith, więc to chyba oczywiste! Może go
zapytam...? - spojrzała na Oskara, żeby się upewnić, czy to dobry
pomysł.
- No, nie wiem... -
zawahał się.
- Jeszcze to
przemyślę – stwierdziła szybko – Mam też trochę jej notatek
do wstępu, który napisała do Kodeksu... – urwała nagle.
Nie powiedziała przecież Oskarowi, że widziała u niego zakazane
wydanie – Niektóre fragmenty brzmią znajomo.
- Mam egzemplarz
tego wydania – przyznał – Jeden z niewielu, jakie są w obiegu.
- Twoje
przemówienie...
- Mhm – podał jej
kieliszek – Rosanna miała niesamowity umysł. Zawsze to
wiedziałem, ale odkąd poznałem ciebie, zaczynam ją lepiej
rozumieć.
- Więc nie tylko ja
zyskałam – roześmiała się i pociagnęła łyk lekko już
odgazowanego płynu – W tych notatkach brakuje kilku kartek.
Podejrzewan też, że było tego o wiele więcej.
- Na pewno. Zgodnie
z naszym prawem, kiedy Obdarowany umiera bezpotomnie, zapisuje
wszystko Zgromadzeniu. Rosanna tego nie zrobiła, bo miała Helenę,
ale z tego, co wiem, oddała wcześniej znaczną część swoich
osobistych rzeczy. Powinny być w zamku. Biblioteka jest naprawdę
duża.
- Wspaniale! -
klasnęła w dłonie - Zanim pojadę w odwiedziny do Gonzagów,
muszę się z nią zapoznać – uśmiechnęła się chytrze – Może
mi nie starczyć czasu do ogłoszenia wyników...