Zamek
Ainay-le-Vieil. Grudzień 2014
Przyjęcie weselne,
podobnie jak przysięga, nawiązywało do tradycji antycznej Grecji.
Zamiast tradycyjnego stołu, goście wchodzący do jadalni ujrzeli
niskie stoliki, a wokół nich szezlongi i pufy. Na środku
zainstalowano płytką sadzawkę. Jednak zamiast fontanny, na
kamiennym cokole stała lodowa figura Demeter, bogini plonów i
płodności. Na wodzie unosiły się płaskodenne łódki
wypełnione kawałkami owoców i kostkami lodu.
Dla młodej pary
przygotowano specjalne miejsce pod lekkim baldachimem. Na wpół
siedząc, wpół leżąc, Majka oglądała to wszystko, jak
piękny, prawie nierealny sen. A jednak nie śniła. Naprawdę
odbywało się jej wesele, a obok siebie miała mężczyznę, który
w realnym świecie okazał się jeszcze bardziej fascynujący, niż
we śnie. Spojrzała na męża. Napotkawszy jej spojrzenie,
uśmiechnął się z nieukrywaną radością. Majka opadła na
oparcie i przymknęła oczy, chłonąc szmer rozmów pomieszany
z sączącą się z niewidocznych głośników muzyką.
- Jestem taka
szczęśliwa – westchnęła, czując, że zapach wody kolońskiej
Oskara, przybiera na sile. Musiał się zbliżyć, bo po chwili
poczuła na
policzku jego ciepły oddech – I taka
podniecona.
- Oooo? To dobrze –
aksamitnie głęboki tembr głosu pieszczotliwie musnął jej ucho –
Niestety, musimy jeszcze trochę poczekać. Tak szybko nas nie
wypuszczą.
- Nie mówię
o tym – roześmiała się, otwierając oczy. Miała twarz Oskara
tuż obok swojej – No, o tym też, ale... jestem podniecona naszym
odkryciem – szepnęła konspiracyjnie – Może moglibyśmy tam
polecieć zaraz po przyjęciu? - oczy jej zalśniły.
Oskar nie
odpowiedział od razu. Ujął za to jej brodę i sięgnął do ust.
Przez chwilę smakował je, jak dojrzały owoc.
- Musimy zaczekać –
westchnął - Ale tylko jeden dzień – dodał, widząc w oczach
Majki zawód.
- Coś się stało?
- przyjrzała mu się uważnie.
- Nic takiego –
skrzywił się lekko – Nie zawracaj sobie tym głowy – dodał
lekceważąco.
- Oskar! –
spoważniała – Czym mam sobie nie zawracać głowy?
- Naprawdę nie
warto...
- Pozwól mi
samej ocenić – przerwała mu.
- Skarbie, to nasze
przyjęcie...
- No właśnie –
nadała swemu głosowi przymilne brzmienie – Przed chwilą
obiecałam ci, że będę twoją bratnią duszą, zresztą,
usłyszałam wcześniej, że bardzo byś tego chciał – teraz ona
położyła mu dłoń na policzku i odwróciła do siebie jego
twarz, zmuszając do spojrzenia jej w oczy – Skoro mój mąż
musi odłożyć nasz wyjazd w podróż poślubną, to
chciałabym wiedzieć, dlaczego.
Oskar przez chwilę
mierzył ją wzrokiem. Początkowo jego spojrzenie było pełne oporu
i jakby
twarde, stopniowo jednak złagodniało.
Wreszcie do Majki dotarło, że samodzielny do tej pory Oskar, nie
przywykł do dzielenia się ciężarem obowiązków. Czekała
cierpliwie.
- Chodzi o tę
dziewczynę – powiedział w końcu – Jej mąż poprosił o
rozwiązanie ich małżeństwa.
- Mhm... -
spróbowała nie okazać, jak nią to wstrząsnęło.
- Uważam, że
powinienem to zrobić jak najszybciej... - powiedział powoli – Ale
chciałbym ich poddać próbie. Obojgu chodzi tylko o dziecko.
Jeśli nie mogą go mieć, to będę wiedział, że postępuję
właściwie.
- Czyli chcesz ich
zabrać do skały – upewniła się.
- Tak.
- Chcę tam być.
- Nie jestem
pewien... - zawahał się – Z drugiej strony, Rada tam będzie...
- Powinnam tam być
– nie ustępowała – Oskar, wiem, że chcesz mi oszczędzić
patrzenia na cierpienie tych dwojga, ale to bez sensu.
- Dopiero co
złożyliśmy przysięgę! - przerwał jej gwałtownie - To powinno
być dla nas radosne święto. Nie chcę, żebyś patrzyła jak się
rozpada ich małżeństwo – czoło Oskara przeorała poprzeczna
zmarszczka.
- Skoro ty możesz,
to ja także – odparła ze spokojem – Kocham cię i nic tego nie
zmieni. Codziennie rozpadają się jakieś małżeństwa – wydęła
usta - Nie wzrusza mnie to – skłamała.
- I co ja mam z tobą
zrobić? - spytał z rezygnacją w głosie.
- Hmmm... - już
wiedziała, że dopięła swego – To się chyba nazywa partnerstwo?
Nie mógł
powstrzymać uśmiechu. Po chwili jednak spoważniał.
- Jutrzejszej nocy –
rzucił cicho – My, Clair i Steve, i Rada.
- Clair? Ta Clair? -
Majka nie kryła zaskoczenia. Natychmiast przypomniała sobie, o co,
a właściwie, o kogo Oskar pobił
się z Johanem.
Oskar pokiwał
głową.
- Powiem im –
wskazał głową Timothy'ego, pogrążonego w rozmowie z Laurą i
Juanem.
- W porządku –
Majka spojrzała w przeciwnym kierunku.
W bok od baldachimu
nowożeńców rozlokowano rodziców Majki. Julia,
napotkawszy wzrok córki, wstała i podeszła do niej.
- Muszę przyznać,
że Margaret przeszła samą siebie – stwierdziła, przysiadając
obok na puffie.
- To prawda –
Majka rozpromieniła się – Tym bardziej się cieszę, że Oskar
pozwolił na jej zaręczyny. Zasłużyła na szczęście.
Julia spojrzała
córce w oczy.
- Jesteś bardziej
dojrzała, niż sądziłam – w jej głosie słychać było nutkę
podziwu.
- Chyba tylko w
zestawieniu z moją siostrą – roześmiała się Majka – A
właśnie! Gdzie ona jest?
- Chyba przeżywa
swój pierwszy zawód miłosny – Julia westchnęła,
przewracając oczami.
- Och! Nic wczoraj
nie mówiła – Majka usiadła prosto – Kim jest ten dupek?
- Zdaje się, że
twoim ochroniarzem – kącik ust Julii drgnął lekko.
- Żartujesz! Chodzi
o Grega? - Majka odszukała wzrokiem Agnieszkę, pogrążoną w
rozmowie z Konstancją. Greg stał w lekkim oddaleniu, ale wprost
pożerał ją wzrokiem. Jego muskularne ciało przybrane w tunikę
przywodziło na myśl gladiatorów. Naprawdę robił wrażenie.
Wyglądało jednak na to, że na wszystkich, poza Agnieszką.
- Chyba wyobrażała
sobie więcej, niż powinna – westchnęła Julia – Przejdzie jej.
Poza tym, ma czas. Niech się skupi na nauce.
- Masz rację... -
przyznała z roztargnieniem Majka – Przepraszam cię na chwilę.
Musnęła policzek
Julii i ruszyła do Agnieszki.
- Jak się bawisz? -
mrugnęła do niej – Na takiej imprezie chyba jeszcze nie byłaś?
- O tak! - Agnieszka
zachichotała – Muszę przyznać, że to przeszło moje
wyobrażenia. W ogóle, ten zamek i park... Trafiłaś do raju!
- Trochę tak –
Majka roześmiała się odrobinę zażenowana – Niestety, jutro
zobaczysz też ciemną stronę. Ceną tego luksusu jest brak
prywatności. Serio, będziesz musiała przywyknąć do ochrony –
dodała poważnie.
- Jeśli
przydzielisz mi dotychczasowego ochroniarza, to zgoda – Agnieszka
przygryzła pełną dolną wargę – Całkiem dobrze się bawię w
jego towarzystwie. Zwłaszcza nocą – dodała szeptem.
- Zobaczę, co się
da zrobić, ale Greg należy do najbliższej ochrony Oskara i to on
zadecyduje – Majka przyjrzała się przyjaciółce z uwagą –
No, ale skoro jesteś nim poważnie zainteresowana? - zawiesiła głos
- W każdym razie nie odrywa od ciebie wzroku.
- Naprawdę? Miałam
taką nadzieję – Agnieszka znów zachichotała - Poważnie,
nie poważnie. Za dużo się z nim nie pogada, ale przecież nie o to
chodzi – dodała, szczerząc zęby w uśmiechu.
- Chcesz powiedzieć,
że dla ciebie to tylko... - szukała właściwego słowa - Taka
zabawa?
- Daj spokój!
– Agnieszka przewróciła oczami – Nie każdy zakochuje się
„do końca życia” w pierwszym napotkanym facecie. Oczywiście,
nic nie ujmując Oskarowi – zaznaczyła – Zresztą, ty też
wodziłaś na pokuszenie naszego uczelnianego idola. Może nie? -
przekrzywiła filuternie głowę – Greg to mięśniak. Jest dobry w
tych sprawach, ale przecież za chwilę się rozjedziemy i każdy
pójdzie swoją drogą. Zresztą, i tak nie widziałabym nas
razem. Żyjemy jakby w światach równoległych. Ty i Oskar to
co innego. Jesteście z jednej gliny.
- Ale on się
zaangażował – Nagle Majka poczuła się odpowiedzialna za
„swojego” człowieka.
- Nie sądzę –
Agnieszka zmarszczyła zabawnie zgrabny nos – To duży chłopiec.
„He knows the name of the game”
- parafrazowała słowa znanej piosenki.
- Aga, ty nic nie
rozumiesz – Majka zajrzała przyjaciółce w oczy –
Obdarowani traktują sprawy damsko-męskie bardzo poważnie. Chyba
jednak powinnaś to z nim obgadać.
- Ale co? - spytała
ze szczerym zdziwieniem – Naprawdę przesadzasz! Fajnie nam w
łóżku, ale nic poza tym. O czym niby mam z nim gadać?
- Myślę, że on
uważa, że go kochasz.
- No chyba kpisz?!
Po dwóch nocach?
- Ale poszliście do
łóżka!
- No to co? Majka,
nie komplikuj prostych spraw – Agnieszka położyła jej dłonie na
ramionach.
Majka nie
odpowiedziała, ale uśmiech spełzł z jej ust. Może rzeczywiście
była z tej samej gliny, co Oskar?
- Jesteście dorośli
– powiedziała powoli – Ale jednak będę nalegać, żebyś mu
uświadomiła tymczasowość waszego związku, zanim postanowi ci się
oświadczyć. Chyba, że zmieniłabyś wtedy zdanie.
Agnieszka patrzyła
na Majkę z niedowierzaniem.
- Wiem, co mówię
– mrugnęła do niej Majka i zakręciła się w miejscu, po czym
ruszyła na poszukiwania Moniki.
Znalazła ją w
holu, prawie przyklejoną do szyby ogromnych dwuskrzydłowych drzwi,
prowadzących na balkon. Na dźwięk kroków, odwróciła
powoli głowę i Majka ujrzała dwoje błyszczących smutnych oczu.
- Hej, mała, chcesz
się przeziębić? - stanęła za siostrą i objęła ją ramionami,
jakby chciała ogrzać.
Za szybą
rozpościerał się widok na oświetlony ogród i przylegający
do niego park. W ciepłym blasku ogrodowych latarni
widać było pojedyncze ogromne płatki śniegu, łagodnie opadające
na żwirowe alejki i zimozielone krzewy.
- Przepraszam –
Monika spróbowała się oswobodzić z uścisku – To twój
ślub, a ja stroję fochy.
- Naprawdę? Nie
zauważyłam – Majka musnęła policzek siostry – Ten zamek
wygląda jak z bajki, prawda? Zwłaszcza nocą – uśmiechnęła
się.
- Mhm.
- Ale życie tutaj
wcale nie jest takie bajeczne – ciągnęła ostrożnie – Kiedy
poznałam rodziców i ciebie, miałam taki moment, że poczułam
żal do mamy i babci. Wydawało mi się, że coś mi odebrały –
umilkła na chwilę, czując, że Monika się spina – Ale im dłużej
tu jestem, im lepiej poznaję Zgromadzenie, tym bardziej czuję
wdzięczność, że dały mi zwykłe dzieciństwo i dorastanie bez
tego całego „bagażu”. Możesz mi wierzyć, lub nie, ale zanim
odkryłam swój Dar, moje życie było prostsze.
- A jednak chętnie
bym się z tobą zamieniła – w głosie Moniki dosłyszała gniew –
Pochodzę z takiej samej rodziny jak ty, a nie mam nawet cienia Daru.
Nikt tutaj nawet na mnie nie spojrzy!
Majka uśmiechnęła
się do siebie.
- Nikt, czy ktoś
konkretny? - spytała cicho.
Monika wypuściła
z głośnym świstem powietrze i zaplotła przed sobą ręce.
- Masz siedemnaście
lat i wszystko jeszcze przed tobą – Majka zaczęła się
nieznacznie kołysać na boki – Jestem od ciebie sporo starsza, a
Oskar był właściwie moim pierwszym poważnym chłopakiem.
- Żartujesz? -
Monika odkręciła głowę i spojrzała Majce w oczy.
- Wcale nie.
Monika zastygła w
bezruchu na dłuższą chwilę.
- Ale to nie zmienia
faktu, że nie mogę się z tobą spotykać tak, jak mama czy babcia.
Dlaczego ja nie dostałam Daru? - tym razem w jej głosie słychać
było żal.
- Bo jesteś jak
tato i dziadek. Ja dostałam Dar przy urodzeniu, nie odziedziczyłam
go po rodzicach... - nagle Majka poczuła się tak, jakby o czymś
zapomniała. O czymś bardzo ważnym. Ściągnęła brwi – Zaraz...
skoro Kaliope była jedyną kobietą z pełnym Darem, to musiała
mieć mnóstwo córek, bo inaczej, skąd się wzięło
tylu ludzi z Darem? No, i musiałyby wyjść za wujów...
- Co? O czym ty
mówisz? - Monika przyglądała się Majce podejrzliwie.
- Nic, nic... -
Majka potrząsnęła głową, jakby odganiała natrętną muchę –
To tylko mój Dar. On mi daje coś więcej niż przemieszczanie
się we śnie. Nie umiem nim jeszcze odpowiednio sterować, ale się
uczę i czasami odkrywam, że w moim umyśle drzemią całe pokłady
jakichś informacji, skojarzeń... Czasem wyskakują, jak diabeł z
pudełka... - roześmiała się – Wiem, że gadam jak wariatka, ale
dla mnie to też jest zaskakujące. No, wracajmy na salę, bo zdaje
się, że nadchodzi pora na tort! - pociągnęła za sobą zdumioną
Monikę. W głowie wciąż kołatała jej myśl, że coś przeoczyła
w swoich poszukiwaniach.
---
Tort, który
został upieczony specjalnie na tę okazję w zamkowej kuchni składał
się z trzech ustawionych na sobie krążków różnej
wielkości. Jasny biszkopt, nasączany wyśmienitym koniakiem,
przełożono domowej roboty konfiturami z wiśni i płatków
róży oraz kremem śmietankowym z drobinami prawdziwej
wanilii. Na koniec wszystko oblano czekoladą i ozdobiono kwiatami z
ręcznie formowanego marcepanu. Na szczycie umieszczono miniaturkę
ruin świątyni, w której odbyła się przysięga. Ona
również wykonana była z masy marcepanowej.
- Aż żal go było
kroić – westchnęła Majka, patrząc na zwinne ruchy zamkowego
cukiernika, nakładającego kolejne kawałki na podstawiane mu przez
kelnerów talerzyki.
- Mistrzu, Maryann –
Laura i Timothy odwołali młodą parę na bok – Chcielibyśmy
ofiarować wam prezent ślubny.
- Jeszcze jeden? -
Majka nie kryła zaskoczenia.
- Dość wyjątkowy
– Timothy spojrzał dyskretnie na boki – To zaproszenie.
Postanowiliśmy oboje, że udostępnimy wam zawartość zwojów
zamkniętych w naszych komnatach. Raul nie wyraził chęci
przyłączenia się, ale możemy udostępnić nasze dokumenty bez
jego zgody – sprecyzował.
- Twoje odkrycia
mogą zrobić wiele dobrego dla Zgromadzenia – włączyła się
Laura – Dlatego uważamy, że skoro Mistrz wspiera cię z całych
sił, to my też powinniśmy. Jeśli mieliśmy jakiekolwiek
wątpliwości, to teraz ich nie mamy – zakończyła uroczyście.
-
Och! Dziękuję – Majka nawet nie
starała się ukryć radości – Przysięgam, że wykorzystam je
dobrze!
- Doceniam wasz gest
– Oskar ujął dłonie Laury i Timothy,ego i uścisnął je
serdecznie – Nawet nie wiecie, jakie to dla nas ważne - spojrzał
Majce w oczy – Zwłaszcza w tej chwili.